Poniedziałkowy
strajk odwołany!
- krzyczą Przewozy
Regionalne na fejsbuku.
Pod (dworcową) latarnią
najciemniej (wiadomo! żarówki zawsze wybite!). Jakie to szczęście, że wystaję w
jej cieniu każdego ranka i popołudnia. O strajku dowiedziałam się tak późno, że
nim jakikolwiek neuron zdecydował się rozdrażnić mój lichy układ nerwowy,
podając tę wieść dalej - protest odwołano.
To oczywiście słuszna
decyzja, tym bardziej, że przecież kolej strajkowała po włosku tydzień temu w
piątek, na mojej trasie. UMÓWMY SIĘ, jeśli podróż na odległość, cytując za
biletem: 36 km
trwa ponad 3 godziny, to każdy podróżny, nawet ten, którego znajomość języka romańskiego zaczyna i kończy się na buongiorno, zrozumie tak rozwlekłe wystąpienie.
.
No ale puśćmy to w
niepamięć. W końcu jesteśmy wielkoduszni. Lubimy Włochy. A pociąg jest nam
niezbędnym narzędziem pracy codziennej i w dodatku jutro mężnie wyjedzie z
garażu na tory i to, jak szumnie zapowiadają Przewozy, „zgodnie z rozkładem jazdy”
Nie do końca rozumiem tę ostatnią
kłamliwą deklarację, ale i to szachrajskie zagranie puszczam mimo uszu i
odprawiam tego szulera, miłosiernym kołataniem w konfesjonał, bo w końcu są inne
poważniejsze problemy na świecie, jak na przykład ten, że w czerwcu, w jednym z
najdłuższych dni w roku, o godzinie przedpołudniowej, w domu ciągle panuje
listopadowy mrok.
„Lato,
lato, lato czeka…”
Tylko nikt nie wie gdzie.
Za którym wegłem? w której uliczce? i na co? NA CO ono tak czeka?
Na pociąg?
Jako stary gracz,
wiecznie tkwiący w fazie strat, wietrzę problem.
Bo wprawdzie, jutro „pociągi Przewozów Regionalnych wyjadą na
trasy zgodnie z rozkładem jazdy.” JEDNAKOWOŻ, czy aby zgodnie z rozkładem
na miejsce dotrą?
Tego, nawet te kolejowe zbóje,
obiecywać się nie ważą.
A bo to jest tak, że Przewozy doskonale wiedzą, jak jest z koleją i pociągami. A jak jest? Ano tak, że to wielki, potężny i nieogarniony żywioł. Można o określonej godzinie otworzyć śluzy parowozowni i depo, wypuszczając na tory rozszalałe (z ochoty podróży) żelazne rumaki, ale nikt nie gwarantuje, iż dotrą one do miejsca przeznaczenia o równie określonej porze. W zasadzie nikt nie jest w stanie zagwarantować, że dotrą one dokądkolwiek, bo na rozszalały żywioł nie ma mocnych. I może to lepiej, bo nie od dzisiaj wiadomo, że przyroda zostawiona sama sobie działa lepiej, niż sterowana przez człowieka. Może by już nie zaganiać lokomotyw z falującymi ogonami wagonowymi do zajezdni? Niech krążą, jeżdżą, kursują - za czas jakiś ustatkują się na tyle, że można będzie przewidywać ich zachowanie, jak przewiduje się pławy morza. No co, zły pomysł? :o)
OdpowiedzUsuńdobry, dobry, ale ma wadę: wymaga sporo czasu... a mi z kolei (!;) się marzy takie wędzidło, które pomoże mi okiełznać choć jednego, jako rzekłeś, rumaka już teraz... żebym miała swojego Tornado:) zawsze pod oknem, gotowego na jeden mój gwizd...
Usuńech… a tymczasem i na razie to ja na gwizd bany usłużnie lecę:) to pa!