Przyparta do muru pierwszymi jesiennymi przymrozkami wygrzebałam z szafy zimowe trepy. Czas zgonu: kwiecień 2010. Dawno się nie widzieliśmy. Być może dlatego wydają mi się za duże, za szerokie i za ciężkie. I do końca nie jestem przekonana, że naprawdę są moje. Podejrzliwie obarczam nimi stopy i spoglądam z góry i niedowierzaniem. Nie uśmiecha mi się perspektywa spędzenia w nich najbliższego półrocza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.