Kiedyś dzieci
były nieznośne. Dziś mają ADHD
Dawny nieuk, obecnie
legitymuje się dysleksją.
A na tapczanie, miast
lenia, teraz gości prokrastynator.
Zaprawdę Pan Jan
Brzechwa miałby twardy orzech do zrymowania:)
Zwłaszcza, że i
to,
Drogi Panie
Janie, ja już wcale nie kłamię!
Ot, tylko i po
prostu!, bywam mitomanem.
Trzeci wers wpisu
tego niechybnie dotyczy mnie.
Prawdę mówiąc (ponad
wszelką wątpliwość!) dotyczył mnie zawsze, ale ostatnio objawy dręczącej mnie
dolegliwości niepokojąco się nasiliły. Aczkolwiek nie do tego stopnia bym
konsumpcję śniadania i splunięcie uważała za ciężką orkę. O wypraszam to sobie! Ale powoli, powoli. Do tego za chwilę
dojdzie. Jak to ja nic nie robię?
Rokowania są złe.
Odległość między moimi wpisami mierzy się już w miesiącach. A służba zdrowia załamuje
ręce. Jak zwykle. Jeśli nie może przepisać leków przeciwbólowych – jest bezradna.
Choć nie będę udawać.
Brak środków farmakologicznych jest mi na rękę. Zawsze byłam zwolennikiem terapii
naturalnych. To raz. A dwa: dobra kuracja winna być gorzka, gdyż i bo wtedy choroba z grymasem niesmaku sama pcha się do wyjścia. Dlatego teraz poszukuję rehabilitanta z nahajem.
Terapeutę, co
mnie kopnie, do muru przydusi i do czynów przymusi.
Pytanie tylko,
czy w świecie pełnym eufemizmów uda mi się takiego draba znaleźć?
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.