liście butwieją, a ja piszę dzień
dobry, coby nie wyglądało, że zmarło mi się na katar. Chociaż w sumie to nie
zauważyłam żadnych oznak niepokoju z Waszej strony, wielkie dzięki!;)
A ja nie dość, że ozdrowiałam, to
po długiej przerwie powróciłam na blokowisko. I oto znów z obcymi ludźmi dzielę
drzwi, klatkę schodową, ściany i sufit.
Poza wsłuchiwaniem się w odgłosy
wieżowca, który wzdycha, gra na fortepianie, gada, szczeka, szumi i trzaska
drzwiami… sprawdzam, czy można wkupić
się w łaski czasu. Czy można nałapać go, napchać nim po brzegi kabzę i zyskać
co nieco rezygnując z dojazdów i zamieszkując w mieście, w którym się pracuje.
Wg wstępnych obliczeń zysk winien
być spory i nie do przecenienia. Choć na razie, po dwutygodniowej obserwacji,
żyły czasu nie odkryłam, ale cierpliwości! Mój eksperyment trwać będzie całą
zimę. A potem zrobi się tabele, zestawienia i wykresy, podda się całość
wnikliwej analizie i wyciągnie wnioski.
Najważniejszą, i już zauważalną!, korzyścią
jest przyjemność niekorzystania ze zubożałej ostatnio oferty PKP.
A poza tym…
idzie zima.
Idzie!
Czyli, że się jej nie spieszy
I jest nadzieja, że się spóźni.
A parapetówy nie było :P
OdpowiedzUsuńa to znaczy, że .....jeszcze może być!:)))))
UsuńGratuluję przeprowadzki. Osiadłaś na stałe czy przysiadłaś na chwilę?
OdpowiedzUsuńDzięki:) Na razie przysiadałam, ale macham skrzydełkami i czekam na efekt:)))
Usuń