Mamo.
Tato.
Wyszłam
na ludzi.
I
to na wielu.
Z
twarzy zdaję się znajoma
Prawie
każdemu.
To,
odkąd pamiętam, się zdarza. Ale ostatnio częstotliwość tego zjawiska
niepokojąco wzrosła.
Rzecz
zazwyczaj dzieje się w drodze powrotnej do domu.
Namierzają
mnie pasażerowie z miejscowości znajdujących się przed moją stacją. Rozpoznanie
z ich strony jest nieomylne i murowane. Niech nikomu się nie zdaje, że im się
zdaje. O nie. Oni są pewni. Są pewni i się nie mylą. Są saperami i chcą mnie wysadzić.
Dlatego
w momencie, gdy widzą, że drzemię zamiast zbierać się z nimi do wyjścia z
pociągu - przechodzą do rękoczynów, czyli do bezpardonowego wyrywania mnie ze
snu. Trącają me ramię, szturchają
kolana, klepią me dłonie…
-
halo, proszę panią! To już stacja P. !
-
boże, ale mnie pan wystraszył…. co się stało?!
-
nie wysiada pani?
-
a gdzie jesteśmy?
-
w P.
-
a, to nie!
-
NIE?!
-
nie. To nie moja stacja…
-
to pani tu nie mieszka?
-
nie…
Fundują
mi niepotrzebną pobudkę. Przez nich już w dalszej trasie nie usnę. Po
gwałtownym obudzeniu trudno ot tak sobie wrócić do napoczętej drzemki. Raz
przerwaną trudno na szybko odszykować i wpaść w nią z takim samym smakiem na
nowo. Oczywiście można spróbować związać ją ponownie, niczym zerwane
sznurowadło. Ale to już prowizorka. Jakość daleko poniżej normy. Przyjemność
porównywalna z piciem zwietrzałego wina; ze spaniem w zatęchłej pościeli; z
wieczornym dojadaniem kanapki, którą przygotowaliśmy sobie o świcie, ale
zapomnieliśmy wziąć do pracy. Wiecie w czym rzecz. Te błędne diagnozy
współpasażerów bezpowrotnie zabierają mi wypoczynek, który, jako zasłużony, wycenie
nie podlega. Ale mimo wszystko doceniam ten odruch.
Dostrzegam
w tej niedźwiedziej łapie gest pełen sympatii i opiekuńczości. Choć nie do
końca wyraża on troskę o mnie, a jedynie o tę osobę do mnie podobną, która
nigdy się nie dowie, że są w jej miejscowości ludzie, którzy martwią się, by
nie przespała swojego przystanku, by zdążyła na obiad i by nie zapłaciła
mandatu za jazdę na gapę w dalszej trasie.
To
ich serdeczne zachowanie wzrusza mnie nawet nieco za bardzo. Że aż się boję, że
za n-tym razem podziękuję, bezmyślnie wysiądę wraz z nimi i zacznę poić
cudze konie:).
Przed
tym odruchem, jak na razie, powstrzymuje mnie wizja kolejnej godziny czekania
na pociąg. I to na obcej mi stacji. I może jeszcze w majowym mrozie…brrr DLATEGO:
-
proszę się obudzić jesteśmy już w M.
-
co takiego?
-
proszę się obudzić.
-
ale ja jadę dalej.
-
to pani nie jest z M.
-
nie
-
głowę bym dała, że znam panią z przystanku…
Nie
bądźcie tak rozrzutni
Nie
szastajcie głowami, jakbyście byli, najmniej!, trójgłowymi smokami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.