W niedzielę prognoza pogody z
uśmiechem zaanonsowała nam bieżący właśnie tydzień jako ciepły, by nie rzec
wręcz upalny. Lato nie daje za wygraną
– słodziutko szczebiotała. We wtorek rano ta sama urocza pani z tym samym
uśmiechem oznajmiła, że to ostatni tak pogodny dzień i w środę z rana odebrano
nam od ust co najmniej dziesięć stopni Celsjusza i, ażebyśmy otrzeźwieli i nie
mieli już żadnych złudzeń co do wrześniowej aury, oblano nas kubłem deszczówki.
Zaprawdę nie byłabym sobą,
gdybym nie kopnęła tego pudła, tej ułomnej meteorologicznej rachuby! Żeby
chociaż ta ślepa kura cichutko i ostrożnie sunęła boczkiem. Ale nie!!! Idzie
środkiem drogi i majta swą białą laską na wszystkie świata strony. Naprawdę
trzeba mieć szczęście, by się na nią nie nadziać.
Media tak gęsto sadzą w
ramówkach prognozy, że jeśli nie lubisz slalomów i obca Ci wykwintna
ekwilibrystyka ucha, to zostaje Ci tylko off. Prognozy są głównym tematem
porannych programów. Pojawiają się częściej niż informacja o godzinie. Prognozy
to danie główne, podstawowe pożywienie, chleb nasz powszedni. Idealne na
pierwsze śniadanie służbowe. I optymalne na ostatni kęs przed snem.
myślałam, że jestem już odporna
na ten ciężkostrawny wątek.
Ale niestety, jak widać,
wciąż mam zbyt delikatny
żołądek
I jest mi niedobrze
i przewiduję sensacje,
bo mnie korci, zwłaszcza jak słyszę te prognozy na wspak,
by instytut meteorologii roznieść w drobny mak!
Już dawno o tym mówiłam, ale nie!... Ciągle ktoś donosi nowe wieści o tym, co w pogodzie piszczy.
OdpowiedzUsuń