Lekarze alarmują: nie wolno
leczyć grypy na własną rękę!!!
Dla mnie to już spóźnione
przestrogi.
Przepraszam wszystkich
lekarzy,
ale jestem w trakcie
stosowania mej autorskiej kuracji.
Powoli dochodzę do zdrowia,
jak i też do wniosku, że nos -
ów skromny narząd powonienia,
to wzniesienie malowniczo
położone na środku mej twarzy,
ta kolebka oddechu,
ten niepozorny instrument
dęty z dwiema zaledwie dziurkami…
właśnie
a’propos
bo dajmy na to:
taki katar Mozarta…
To być musiała
rzecz wiele warta!!!
gdy Mozart
smarkał, to nikt nie sarkał
I nie patrzył nań
z ukosa,
kiedy go nękał nieżyt
nosa.
Zapewne
swoim siąkaniem
podbijał salony
a za kichanie był
wielce chwalony,
tak że,
niejeden!, żarliwy meloman
wiele by oddał,
by Mozart
chorował.
:)
Niestety moje
przeziębienie takiego aplauzu nie wzbudza.
Mój nos podczas
przeziębienia zmienia się w zwykły klakson.
A że mej ręce
daleko do ręki Mozarta
muzyka, która ze
mnie wychodzi
Zaprawdę niewiele
jest warta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.