Dopłynąwszy do służbowej
przystani, przycumowałam do biurka i dochodzę do siebie. Oddechu nabierają
również wypieszczone falami kałuż buty, poszarpana wiatrem kapota i żagiel
parasola.
Biorąc pod uwagę me
doświadczenie w żegludze to cud, że pokonałam przestwór głębokiego niżu i dotarłam
tu żywa.
I to bez niczyjej pomocy.
Choć po prawdzie dzień w
dzień dowodzę majtkami, JEDNAKOWOŻ nie dajcie się zwieść złudnej liczbie
mnogiej, bezczelnie sugerującej co najmniej zdwojone siły służb na łajbie.
(Narzędnik to szachraj i ten
dzień skończy szorując językiem dolne pokłady!!)
Pod moimi rozkazami są
zaledwie majtki.
I do tego, umówmy się, wcale
NIE KĄ PIE LO WE.
A tymczasem
„tyle słońca w całym mieście….” z radia radośnie leci
(jakby nam było mało za burtą cieczy!!!!)
(jakby nam było mało za burtą cieczy!!!!)
„..nie widziałeś tego jeszcze. Popatrz!!! O, popatrz!”
Wdrapałam się na bocianie
gniazdo i patrzę. PATRZĘ!
W którym to, do kroćset fur
beczek!, mieście???!
To ja zaraz, Pani Anno,
Za momencik
biorę nogi za pas…
to jest ten…
(łyk rumu w gardło i) ŻAGLE
NA MASZT!
I płynę!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.