Hej! Kopę lat!
Działo się przez
ten czas zapewne wiele, ale relacji nie będzie, bo niewiele z tego wiela
pamiętam.
Za to miniony
tydzień ma dużą szansę głęboko zapaść w mą pamięć.
Choć spędziłam
go dość apatycznie; Bez dylematów garderobianych, a co by tu dziś założyć? Bez
układania pasjansów, jaka danego dnia będzie pogoda?, a jaki stan służbowego
systemu grzewczego i takowych instalacji polskich kolei?, i bez podejmowania
trudnych decyzji, co do czego lepiej pasuje?, co mnie upiększy?, a co
zdefasonuje?
Równocześnie, z mojej
osoby prezencją, obojętną stała mi się żywność.
Przestałam jeść.
Z tego drugiego
wynika pierwsze. Skoro nie byłam w stanie nic do ust włożyć, to i operacja
włożenia czegokolwiek na grzbiet przekraczała moje siły. Zresztą, jak się jest
w takim stanie, że się nie jest w stanie:) ubrać swoich myśli w słowa, to i
obleczenie ciała zdaje się czynem tak ryzykownym i szalonym, że po prostu
niemożliwym. Każdy kaskader ma granicę, której nie przekroczy, że się tak
wyrażę sentencjonalnie :).
Pod osłoną wtorkowej
nocy zaatakował mnie wirus; niczym pierwszą lepszą poszewkę wywrócił na drugą
stronę, przetrzepał i wyżął. A spełniwszy te obowiązki z chorobliwą
skrupulatnością, zasnął na dnie mojego żołądka. Niestety nie był to sen kamienny,
lecz sen czujnego zająca; nie sen spokojny, a gorączkowy. I był w tym śnie
koszmar i była okropna mara – wyraźnie to czułam. Wulkan czynny. Baczna Etna i
przytomny Wezuwiusz. Taki strażnik uniemożliwia ucieczkę. Każdy ruch, najlżejszy
szmer postawi go na nogi, budząc w nim większego potwora. Zaatakował cię brytan?
Twa rejterada ocuci lwa. Od takiego wroga się nie czmycha. Jego trzeba na
miejscu cichaczem i sprytem pokonać. Czyli. Po prostu. W trupa zalać.
Na śniadanie,
obiad i kolację wznosiłam więc w łóżku nieme toasty za własne zdrowie wodą,
rumiankiem, miętą, orzechówką, orzechówką i… i orzechówką, urozmaicając to menu
zmianą kolejności dawkowania i proporcji serwowanych napojów, których w tym
czasie byłam tak pełna, że nawet najlżejszemu drgnięciu ręki, palca… POWIEKI towarzyszył
głośny bulgot, a moja krew (widziałam to oczami wyobraźni!) z amarantowego przechodziła
w odcień alabastrowy.
Skutkiem tej
osobliwej, wymuszonej diety rozsmakowałam się w wódce, jednocześnie tracąc
serce do ziół. W chwili obecnej sama myśl o herbatach wywołuje we mnie mdłości,
niejako w zastępstwie wirusa, którego dawno już pochłonęły głębiny
wspomnianych, tak bardzo mnie dziś odstręczających, trunków.
Francja
rozłożyła sobie Rewolucję na lata.
Ja w swych
granicach doświadczyłam silnych rozruchów w zaledwie jedną noc,
więc zważcie to
sobie,
jaka to była
skumulowana moc.
Dziś na
terytorium mego organizmu panuje pokój.
Do porządku
doprowadzone zostały i dieta i ma kreacja.
I tylko to
uwielbienie…
do nalewki…
to jedyna
aberracja.
Zdrówko! :)
Możesz jeszcze wspomnieć, kto tę orzechówkę przygotował i kto Cię do niej zachęcał! :P
OdpowiedzUsuńTy i TY:)))))
OdpowiedzUsuńNo :]
Usuń