Nie było jej ledwie kilka
dni i to wystarczyło.
Życie nie lubi próżni.
Nawet to maleńkie w
mysim futerku.
Tak więc, jak B.
wróciła, jej apartamenta były już zajęte.
- ale to mój pokój! –
krzyczy B.
Mysz nie widzi
problemu, chętnie i szczodrze podzieli się łatwo zdobytymi niezmierzonymi metrami.
Niestety B., która w
tym rozdaniu dostała rolę nieproszonego gościa,
miast godnie i pokornie ją przyjąć i być wdzięczną za wspaniałomyślność małego gospodarza,
nie godzi się na parcelację przestrzeni, którą w całości uparcie uważa za własną.
Obu stronom, działającym
pod wpływem silnych emocji strachu, koniec końców nie udało się dojść do
konsensusu.
Mysz urażona siedzi w kącie (którym? Nie wiadomo!) i milczy. B. zaś dla kontrastu wzburzona
tupie, szaty (i papę:) drze; żąda natychmiastowej eksmisji (niestety po
zakończonych bezpłodnych pertraktacjach, sabotuje spełnienie wykrzyczanych
postulatów, własnoręcznie zatrzaskując przed dziką lokatorką drzwi).
Niezłomna
mysz zawiesiła nos na kwintę i konsekwentnie swych żądań z pyska nie wypuszcza.
B. zaś nie zawiesza (ni
kinola, ni) broni!
Gdyż B., przyznać to tutaj
uczciwie musimy, ma zamiary dość nikczemne.
Nim uwięziła intruza,
dywan wyścieliła grubo lepkimi pułapkami. Ale nie osądzaj jej czytelniku zbyt
surowo, bo czy i Ty nie posunąłbyś się do tak drastycznych rozwiązań, by w
końcu dostać się do własnego łóżka i osobistej szuflady z bielizną (a i nie
zapominajmy o książkach! Dobrze wiemy, że nawet najmniej wykształcona mysz
potrafi w trymiga połknąć niejeden tom!)?
Impas trwa już dwa
dni.
Czy dojdzie do rozejmu?
czy(j) w końcu będzie
pokój?
Oto pytania dręczące obserwatorów
tego przykrego incydentu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.