No to jesteśmy w
pracy. Ja i 30 stopni, które zwartą grupą napadły mnie o świcie i z którymi
gnieżdżę się tu i teraz, szukając przestrzeni na oddech; Ledwo otworzyłam drzwi
pokoju otoczyły mnie ciasnym kręgiem duchoty, którego (pomimo błyskawicznie wytoczonego
oręża: spuścić przyłbice! otworzyć okna i
drzwi!) w pył obrócić mi się nie udało.
Chwilę wcześniej gratulowałam
sobie z racji pokonania wszystkich, co do jednego!, stopni schodów wiodących
na moje 6 piętro, a tej, jakże liczebnie skromnej, trzydziestki od
Celsjusza rozgromić sił już nie miałam.
Mimo iż na zewnątrz
pogoda zdaje się dziś wyjątkowo sprzyjać przewiewom, mi z odsieczą nie przyszła
i przeciągu nie starczyło nawet na zbicie choćby marnej piątki z tej rozpalonej
do czerwoności bandy.
Dobrze chociaż, że
słońca nie ma (marna to kropla miodu w beczce dziegciu, ale jednak)
Czyżby i dla niego
za dużo ciepłego?
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.