środa, 29 lutego 2012

Dzień dobry

Chyba powinnam zapukać przed wejściem:) Tak dawno mnie tu nie było, że czuję się nieco onieśmielona. Nie bardzo pamiętam, co się wydarzyło w minionym, niezaksięgowanym tu, czasie. Wiem tylko, że jeździło po mnie coś wielkiego, zimnego i ciemnego. Tam i z powrotem. W- te- i- na- zad. Z zawrotną prędkością. Nie byłam w stanie nawet na chwilę podnieść głowy, bo już wracało, napierało, przygważdżało i bezlitośnie walcowało (co doprawdy nic nie szkodzi, bo zawsze byłam płaska jak deska;))). No ale, voilà!, teraz jest ze mnie jeszcze równiejsza babka:)

A tymczasem, bardzo proszę, w kalendarzu luty już finiszuje. I nie trzeba być Indianinem tropicielem, by wyniuchać wiosnę; bez wytężania słuchu można wyłowić jej pierwsze eteryczne kroki. W każdym razie po mnie - zrównanej z ziemią, gładkiej, wyglansowanej… dźwięk ten toczy się lekko i bez fałszu:)))
Słyszycie?
Nie? No to co tam u Was?
Brzmi chrząszcz w trzcinie?
:)