środa, 31 października 2012

Halloween


Bliskość pierwszego dnia listopada gwarantuje mi ekspresowy dojazd do pracy, gdyż i bo na mojej służbowej trasie, której ostatnim przystankiem jest cmentarz, pojawia się mnóstwo dodatkowych połączeń. 
Od wyboru, do koloru.  
Żyć - nie umierać! 
że tak stanę w progu świątecznego nastroju:)

ps. dla zainteresowanych
– nie, nie jestem grabarzem.

piątek, 26 października 2012

Za oknem


liście butwieją, a ja piszę dzień dobry, coby nie wyglądało, że zmarło mi się na katar. Chociaż w sumie to nie zauważyłam żadnych oznak niepokoju z Waszej strony, wielkie dzięki!;)

A ja nie dość, że ozdrowiałam, to po długiej przerwie powróciłam na blokowisko. I oto znów z obcymi ludźmi dzielę drzwi, klatkę schodową, ściany i sufit.
Poza wsłuchiwaniem się w odgłosy wieżowca, który wzdycha, gra na fortepianie, gada, szczeka, szumi i trzaska drzwiami…  sprawdzam, czy można wkupić się w łaski czasu. Czy można nałapać go, napchać nim po brzegi kabzę i zyskać co nieco rezygnując z dojazdów i zamieszkując w mieście, w którym się pracuje.
Wg wstępnych obliczeń zysk winien być spory i nie do przecenienia. Choć na razie, po dwutygodniowej obserwacji, żyły czasu nie odkryłam, ale cierpliwości! Mój eksperyment trwać będzie całą zimę. A potem zrobi się tabele, zestawienia i wykresy, podda się całość wnikliwej analizie i wyciągnie wnioski.
Najważniejszą, i już zauważalną!, korzyścią jest przyjemność niekorzystania ze zubożałej ostatnio oferty PKP.

A poza tym…
idzie zima.
Idzie!
Czyli, że się jej nie spieszy
I jest nadzieja, że się spóźni.

piątek, 5 października 2012

Kat(ar)


Mój nos utracił licencję na oddychanie i wąchanie, ale za to w zamian zyskał darmowy, i zdaje mi się nieograniczony, karnet na kichanie. Oczywiście dostęp do powietrza odcięto mi nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, ni jednego choć monitu o nieopłaconym abonamencie.

Przeziębienie jest fascynującą dolegliwością. Znajomą. Prostą. Zwykłą. Uleczalną. W porównaniu z innymi przypadłościami jest banałem, jednakowoż mistrzowsko potrafi uprzykrzyć człowiekowi życie.

Więc jest mi przykro:) Mój świat od tygodnia leży u podnóża masywu z chusteczek higienicznych i widoki mam dość ubogie. A na to, by się wspinać po tym zasmarkanym wzgórzu jeszcze wciąż za słaba jestem…
A co tam u Was?
Zdrowiście?