środa, 24 kwietnia 2013

Klucz sukcesu


Kolega pobrał klucz
od służbowego pokoju
po czym spokojnie poszedł do domu.

Klucz ma ponoć wciąż przy sobie
Ja otworzyć drzwi nie mogę

Portier ręce załamuje
Co to będzie, co to będzie?
Jak ten klucz się nie odnejdzie?

(rany, z rana taka męka!)
Niech mi pan tu tak nie kwęka
Jakbyś wczoraj pan nie chrapał
Dziś za kluczem byś nie płakał
Szczęściem jest klucz zapasowy
Drzwi otworzyć mi gotowy

Gdy substytut ręką sięgam
Portier staje mi na drodze
(Stróż obudził się w nim nagle
Nagle nabrał wiatru w żagle!)

A jak on się zapodzieje?
Niech się pani tak nie śmieje!
Klucz ten jest zakodowany
Nie tak łatwo dorabiany.
Dam go pani pod warunkiem
Że zadzwonisz dziś do niego -
Pana ZA PO MI NAL SKIE GO
By się stawił tu naprędce
Na kolanach
z kluczem w gębie

Trochę pan rzecz wyolbrzymia
Klucz był zwykły, bez przesady
A telefon nie pomoże
Ten pan często zapomina
nawet jak się sam nazywa
Zatem muszę pana dobić:
KLUCZA NIE DA SIĘ WYDOBYĆ
To już łatwiej w stogu siana
igłę znaleźć, proszę pana.

Igieł nie chcę!!!! tylko nie TO!
Siedzę na nich już od rana
Tyłek mam już jak rzeszoto
Więc mi pomóż, o kochana!


A co na to Mistrz Tracenia,
co się gubi w swych kieszeniach?

  
Tak, faktycznie
Nie wypieram się w ogóle

Od konsjerża klucz dostałem
Tak więc w ręku mieć go miałem
Miałem go przez chwilę krótką
I to krótką niesłychanie
Lecz co dalej?

ZAPOMNIAŁEM

::

Oto jaką mamy chryję
Portier do księżyca wyje.

czwartek, 18 kwietnia 2013

(F)ach!


-Przydałby się tu zmysłowy fachowiec.
-Zmysłowy?
-No, taki co to wiesz, wszystko potrafi.
-Zmyślny chyba.
-A co ja powiedziałam?

No. Także ten.
Wiosna przyszła:)))

wtorek, 16 kwietnia 2013

Jadą wozy kolorowe taborami


Wiodę ostatnio cygański żywot.
Rozbijam się po królestwie tymczasowości i prowizorycznych rozwiązań, równocześnie ubolewając wielce, że, miast bezspornych atrybutów: smagłej cery i ócz czarnych, przypadły mi akurat te dość wątpliwe walory tejże grupy etnicznej.  

Kawalerka, którą z zachwytem i radością eksploatuję od pół roku, została wystawiona na sprzedaż i teraz, co jakiś czas, przechadza się po niej tłum zwiedzających. W międzyczasie (niczym gorliwy kustosz usuwam piach naniesiony przez fale potencjalnych nabywców i) z obecną właścicielką prowadzę dość dwuznaczne rozmowy w obecności mych służbowych kolegów, których (z kolei jednoznaczna) domyślność kwalifikuje mnie do grupy zawodowej czerpiącej nieposkromione podatkami zyski:

- przyjdę dziś do ciebie z klientem – zaczyna koleżanka, nieświadomie gładko wchodząc w rolę alfonsa.
- dobrze
- będziemy jak zwykle wieczorem
- mhm
- około dwudziestej dam ci sygnał
- ok. będę przygotowana – kończę ja. 

W gruncie rzeczy, miast grać akuratną jawnogrzesznicę, powinnam rozpocząć działalność dywersyjną wobec domniemanego suterena.
Rozkładać pułapki na myszy po kątach garsoniery, rozszczelniać jej krany i okna oraz bogato ilustrować zacieki na ścianach … Zaś w czasie bytności klientów wypadałoby głośno wyrażać skargi na hałaśliwe i najpewniej obciążone kryminalną przeszłością sąsiedztwo, a po przepędzeniu wszystkich chętnych – nabyć okryte złą sławą studio za bezcen (odzyskać wolność i stać się na powrót przyzwoitą kobietą;)  
Tymczasem ja, BARDZO PROSZĘ, nie dość, że ogarniam mieszkanie przed wizytami zainteresowanych, to jeszcze w pracy do szczętu szargam sobie opinię.

Choć po prawdzie i sabotowanie byłoby bez sensu i prostowanie domysłów kolegów bezcelowe. 
Kto w tym kraju uwierzyłby cygance?
I to jeszcze takiej
będącej wielkim picem
z szarym wejrzeniem
i bladym licem;)

czwartek, 11 kwietnia 2013

Jurassic Park


Radio to jedyny termometr jaki mam pod ręką, a ponieważ od rana deklamuje ody do pogody, opuszczam mieszkanie w radosnym przekonaniu, że oto za chwilę wpadnę w miarę ciepłe objęcia poranka.
A tu za drzwiami na dzień dobry srogi kopniak
ZIMNO. HA! Cieszysz się? to znowu ja!
Nie, NIE ZACHWYCA MNIE TA MONOGAMIA
może i rzeczywiście temperatura kolebała się w okolicach zera, ale trudno mi to było odczuć, gdyż wiatr ciskał we mnie ładunki ujemne.

A tu jeszcze głos z portierni,
- dzień dobry
- dzień dobry
- przyjemnie dziś rano, prawda?
- ?! NIEPRAWDA!

Albo ta pani dorabia sobie w radiu, albo ja faktycznie mam zbyt wysokie wymagania.

Szczęście w nieszczęściu, że garderoby zimowej tak łatwo i na pierwsze zawołanie rozentuzjazmowanego tłumu z grzbietu nie zrzucam. Choć bardzo bym chciała. Choć mi to po nocach się śni i marzę o tym nieustannie.
Wciąż nie stać mnie na striptiz wiosenny .
I teraz przez kliniczną bezsenność zdrowego rozsądku i kompletny brak zaufania do świata nie mogę już patrzeć na wierzchni mój przyodziewek. 
i co dzień z obrzydzeniem go na siebie naciągam 
i co dzień z ulgą wielką z siebie zdzieram.
I naprawdę żadnego dobrego słowa dla niego już nie mam.

A tu ostatnie wieści niosą, że w najbliższych latach będę musiała spuścić z tonu i do ciepłej odzieży nabrać więcej sympatii i szacunku. Płaszcz bowiem niedługo awansuje na odzienie całoroczne.
Tak zawrotną karierę prognozuje mu Pan dr Chabibullo Abdusamatow z Rosyjskiej Akademii Nauk – który głosi, iż nadchodzi mała epoka lodowcowa.

Ziemia przez najbliższe kilkadziesiąt lat zamierza stygnąć.
Kilkadziesiąt lat!
Filiżance kawy wystarcza kilkanaście minut.
Mi oka mgnienie.
A ta sobie daje kilkadziesiąt lat!

KILKADZIESIĄT LAT.

Także ten
Wyrok zapadł.

Barchanowe ciuchy są skazane na sukces
- ja na wyginięcie.

czwartek, 4 kwietnia 2013

Na pohybel!


Masowo odwoływane są imprezy plenerowe.
Żużlowcy odwołują swoje mecze.
Koledzy ogłaszają żałobę na sali z powodu odwołania strzelanki.  
A ptaki odwołują wiosnę i odlatują do ciepłych krajów.

I tylko mały punkt na mapie świata tego broni nie składa
(i nie jest to wcale mała wioska Galów!:)
Ulica Bułgarska w Poznaniu ponoć nie da się ostudzić.
I w najbliższy piątek Pan Trener Lecha ma zgotować drużynie przeciwnej piekło.
we'll see about that

nie bardzo uśmiecha mi się ganianie po stadionach, celem ogrzania zmarzniętych stóp w grzesznym ciepełku, które notabene wcale takim pewnym nie jest. Dlatego zastanawiam się, jakby tu samej dobrać się do kuszących czeluści piekielnych.

Otóż za-sa-dni-czo jestem przeciwna karze śmierci.
Nie przekona mnie żadne nawet gdyby.
Żadne.
Ale raz mogłabym zrobić wyłom w tym prawidle.
Jeśli na krześle siedziałaby ONA - wcisnęłabym guzik bez wahania.
I wydusiła z niej ostatnie tchnienie. 
I dalibóg z radością patrzyła jak kona.

Bo taka łapczywość winna być karana.
Bo trzeba znać umiar.
I za grzechy główne płacić słono.

Dlatego pierwsza ukręciłabym ZIMIE stryczek
I nabożnie skopnęła spod niej stołeczek. 

HOWGH