piątek, 30 marca 2012

Na bank

Mogłabym przekładać oszczędnościami wykrochmalone pościele, comiesięczną wypłatą szpikować tajne skrytki, nadziewać kasą skarpety, zaprawiać pieniądze w puszkach po herbacie, albo sadzić gotówkę w ogrodzie...

Jest mnóstwo możliwości (bez zbędnych formalności) i całe mrowie kryjówek (w których mamona będzie goszczona a nie łupiona).
Zatem GDYBYM-CI-JA
to naprawdę nie wiem, co mogłoby mnie zniechęcić do kultywowania tych romantycznych zwyczajów; co dałoby mi dość silny impuls do przeprowadzenia żniw w domowych zakamarkach i złożenia zebranych plonów w banku.
ALE JEDNEGO JESTEM PEWNA.
Ani Chuck Norris , ani wiewiórki nie dostarczają ku temu wystarczającej inspiracji.
Będę bezlitosna:)
Te filmy są dla mnie dość krzepką podnietą do likwidacji konta.
taki fak
t.

poniedziałek, 26 marca 2012

Kamerdyner dla królowej

Etat w pałacu Buckingham.
15 tysięcy funtów rocznie.
I, jak donoszą media,
obowiązek
„… podawanie na tacy herbaty, ciasteczek i gazet”

Your Highness
Your Majesty
Here you are
YOUR TEA


Jestem dobrze ułożona
I zorganizowana
O nienagannych manierach
(acz nie zmanierowana!)

Aparycję mam miłą
I jestem dyskretna.
Herbatę parzę pyszną
I znam się na ciasteczkach.

Gazety serwowałabym
Z niewysłowioną gracją.
I służyłabym zawsze
Słodyczy słuszną racją.

I nasza, Wasza Wysokość,
współpraca byłaby cacy,
gdyby nie smutny fakt ten,
iż nie przystaję do tacy.

Gdy chwytam tacę w ręce,
zaczyna drżeć ziemia
I mi się ten dygot po prostu udziela.
To idzie od stóp, przez tułów do dłoni,
w mig osiąga tacę i czarkami dzwoni.

Na sygnał porcelany herbata przybiera
I do brzegów filiżanek rychło się dobiera
A dalej jak lawa, i jak potok rwący
Zalewa gazetę (to zupełnie niechcący!)
i ciastka i, o zgrozo!, garsonkę królewską…
(I’m terribly sorry… ależ jestem niezręczną!)

I tak to pod falami
Urojonej herbaty
Spoczywa w pokoju
Kariera fajtłapy :)))))

piątek, 23 marca 2012

Bo to, co nas podnieca

to się nazywa czas

Temat zawsze aktualny na wiosnę.

Czy przesuwanie czasu ma sens? Wybija z rytmu i nadwątla nasze zdrowie? Czy daje wyraźne profity? Amerykańscy naukowcy mówią, że się opłaca. Japonia jednak widzi to zgoła inaczej. Uczeni z University of Alabama twierdzą, że zmiana czasu na letni może zwiększać ryzyko zawału nawet o 10 procent. Zaś psycholodzy (których pochodzenia skwapliwie nie podano), mówią, że bardziej depresyjnie (niż zmiana czasu) mogą na nas wpływać niektóre święta. Szczególnie te sprzyjające głębszej refleksji i zastanowieniu się nad hierarchią własnych potrzeb. (Zaprawdę powiadam Wam, strzeżcie się pobliskiej Wielkanocy!!!)

Ogólne zalecenie NIE ZAMARTWIAĆ SIĘ.

W końcu nic nie poradzimy na to, że większość ludzi wstaje późno i późno kładzie się spać. Większości trzeba dogadzać. Większość ma rację! Nie wiem, kto to powiedział, ale, dalibóg!, Pan M. Kopernik się z tą frazą nie zgadza, a ja zaraz za nim. No, ale co robić?!
Większość - to słowo klucz.
A kto rano wstaje temu Pan Bóg daje - to powiedzenie, które nigdy mnie nie przekonywało. Zbyt mętne. I ohydnie śliskie. Bo co konkretnie? i kiedy dokładnie? Ile świtów trzeba zaliczyć? W ilu brzaskach się skąpać, by sobie na tego kota w worku zasłużyć? I czy dostaje się go od razu całego, czy też w ratach regularnie? Wąs, włos, pazur... ? Do samodzielnego montażu?
Doprawdy szemrany zwrot. Zwłaszcza w obliczu tego, co nastąpi za chwilę, gdy oto, jak każdej wiosny, śpiochy po raz kolejny dostaną fory, a ranne ptaszki znów będą tułać się w ciemnościach mamione darami, które On trzyma za plecami z przekornym uśmiechem, który (coś tak czuję!) wróży finałową grę
ence pence, w której ręce
tak więc,
lucky me,
spodziewam się niewiele ponad symboliczny uścisk dłoni

:)

środa, 21 marca 2012

Wybiła godzina - w pół do komina

W Poznaniu niemożliwym jest wytypować dobrą godzinę na spotkanie. Nie ma dobrej godziny na narady, konferencje, zebrania, konsylia, kolegia, randki, schadzki… konkret tutaj? Nonsens. Godziny rozmyły się i tracą resztki konturów. Zegary nie wytrzymują napięcia. Ich tarcze omdlewają na każdym rogu. Nic nie jest na swoim miejscu. Señor Salvador Dali byłby zachwycony.

Zawsze mi mówiono, że Poznań to miasto ludzi bardzo akuratnych. Czy przed powołaniem 621 realizacji budowlanych NA RAZ ktoś choć przez chwilę o nich pomyślał? O tych solidnych i porządnych autochtonach? O tym, czy uda im się odnaleźć w nowej zagruzowanej rzeczywistości? I czy dysponują odpowiednią tężyzną fizyczną, by przyjąć na klatę niemożność utrzymania chwalebnej zalety punktualności?
Zastanawia mnie, czy ci ludzie odzyskają kiedyś nadwątlony robotami drogowymi szacunek? Czy po Euro2012 miasto ma zamiar ich zrehabilitować? Czy Pan Prezydent trzyma za pazuchą jakiś fundusz na rozwiązanie tej delikatnej sprawy?
:)
A tymczasem
Obok zegarów topnieje też i kultura.
Ludzie przestali sobie mówić dzień dobry
Powitaniem (tych szczęśliwców, którym uda się nie minąć) stają się naszpikowane przekleństwami historie drogowe
Życie toczy się w samochodach, z których kierowcy i pasażerowie wytrwale transmitują swoje aktualne położenie.
Dużo rozmawiają
Zawsze podniesionymi głosami
niestety nadal wątpliwe jest, czy się słyszą.

Ponoć operatorzy telefonii komórkowych w minionych miesiącach odnotowali spore zyski na swoich kontach
i nadal zacierają ręce.
Myślę, że miasto ich nie zawiedzie.
W końcu to solidna wielkopolska firma.
:)))))

wtorek, 20 marca 2012

Imieniny Eufemii

Pierwszy ciepły wiatr zdmuchnął czapki z głów i teraz wiosna ma używanie, dmąc zimnem w nagie łepetyny. Myślę, że ją to bawi. Jest jak kot. Pewna naszego uczucia. Pewna, że, cokolwiek zrobi, wszystko ujdzie jej na sucho. I niech mnie kule biją, jeśli nie ma racji:)
Dziś jej pierwszy dzień.
Jest astronomiczna, zadziorna, lekko zmrożona.
Ale jest.

Ściskam, o Wiosno!, Twą zimną dłoń (notabene to też i moja wizytówka:)

piątek, 16 marca 2012

Stopniowanie

Czy pizzeria, która entuzjastycznie głosi:
DRUGA PIZZA GRATIS
za zjedzenie trzeciej dopłaca?

Czy to już nadinterpretacja reklamy?
:)

środa, 14 marca 2012

O jednym herosie i jego trudnym losie

Rzadko ktoś ze służbowego koleżeństwa decyduje się umyć wykorzystywane przez siebie w ciągu dnia naczynia. Wprawdzie każdy, kto pił kawę/herbatę/wodę/sok, dociera z brudnym kubkiem do kuchni ALE tam, w kulminacyjnym momencie, gdy już, już, już osiąga zlewozmywak, dopada go okrutna słabość. Jakieś siły, nomen omen!, nieczyste biorą go we władanie:))) I ręce nagle mdleją, i podłoga spod stóp umyka, a droga do zmywania na zawsze się zamyka…
I tylko ja (nie chwaląc:) się nie daję. Ha! Potrafię zdominować tę potęgę obezwładniającą prawie cały zespół. I co rano owoce ich koszmarnej niemocy - zaschnięte, mimo że blisko wodopoju i brudne, choć tak blisko kranu - bezwzględnie niszczę. Gąbka w dłoń i na koń!:)
I choć blask chwały jest ciepły i uwielbiam się w nim wygrzewać, to jednak doskwiera mi samotność. Rada bym była pławić się w glorii wraz z dzielnymi towarzyszami broni u boku. Niestety nie wiem jeszcze, jak ich wszystkich wyzwolić, jak zdjąć zły urok i tchnąć w nich ducha walki, by zapomnieli o walkowerze i by, jako i ja i przy mym boku, zakosztowali w końcu zwycięstwa nad niechlujstwem.

Kiedyś miałam koncepcję:
niech stoi, niech pleśnieje, niech sczeźnie
– może kogoś to w końcu weźmie,
ale niestety
brało zazwyczaj tylko mnie.

Wyeksploatowane,
raz odłożone naczynia stają się po prostu niewidzialne.

piątek, 2 marca 2012

Pt 02-03-2012

Kalendarz, klepsydra, zegarek…
Miałam straszny poranek.
Obudziłam się z przekonaniem,
że dziś jest poniedziałek.
Naprawdę! Pewność ta z powrotem pchnęła mą biedą głowę na poduszkę. I nie wiem czybym podniosła się po tym nokaucie, gdyby nie komórka. Dopiero ona wyprowadziła mnie z błędu. Gdyby nie ona…co ja bym bez niej…? bez niej siedziałabym tu warcząc i szczekając. A tak. To ja siedzę w pokoju z widokiem na weekend, który po prawdzie nie jest zielony, rozłożysty, ani nawet ciepły. Bynajmniej. Ale nawet taki szary i wiatrem szarpany pozostaje mi nadal delicją nad delicjami:)))