piątek, 28 października 2011

Zagadki

jeśli na peron, na którym stoi, dajmy na to, setka ludzi, wtoczy się lekko zawiany i nieco przykurzony pan, TO PROSZĘ ZGADNĄĆ, w czyim kierunku zacznie się on kulać? Kogo zaczepi? W kim będzie szukał oparcia? Kogo w końcu wyłowi swym rozbieganym nieprzytomnym wzrokiem i żywcem pożre?

Albo ta starsza, sympatyczna, ale zabójczo gadulska, pani. Z kimże zapragnie nawiązać znajomość? Z kim zechce się zaprzyjaźnić? Z CAŁEJ SETKI PASAŻERÓW, powtarzam!!! Kogo sobie wybierze na powiernika i kogo w trupa zaleje potokiem słów?????

Że już nie wspomnę o zagubionym panu posługującym się jedynie językiem angielskim. Bo przecież chyba wiadomo na czyją głowę spadnie ciężar wyjaśnienia what’s going on? To już oczywiste. Kto z kłębiącego się wokół niego tłumu będzie tym szczęściarzem?

Dzień dobry. Tak to ja.
Ta sama, która ma problemy z trafieniem na dogodne miejsce w dowolnym środku transportu, gdyż i bo za każdym razem upolowana przeze mnie wygoda okazuje się być wygodą tylko pozorną. Bo zaraz, ledwo gdy zadowolona przycupnę na obranym siedzeniu, wychodzi na jaw, że pan obok wypił na śniadanie piwo i teraz usiłuje złożyć ciężką głowę na mym ramieniu; a pani naprzeciw, nie szczędząc detali, zaczyna głośno przeprowadzać telefoniczną relację z przebytego zabiegu chirurgicznego… zaś kobieta z prawej, właścicielka uporczywego kaszlu i topiącego się nosa, bez umiaru rozsiewa wokół posiadane dobra …

… a jeśli jakimś fartem trafiam w towarzystwo czyste, trzeźwe, zdrowe i nie narzucające się, TO NIC STRACONEGO. Na następnym przystanku na pewno wejdzie do tramwaju/autobusu/pociągu ktoś o śmiercionośnym oddechu, a wtedy…
no bardzo proszę…
Zgadnijmy przy kim on stanie i w czyje nozdrza bez pudła wpadnie jego zabójczy chuch .

Dziękuję bardzo.

wtorek, 25 października 2011

Miss Hyde



Moje złe skłonności pięknie ewaluują.
I oto dziś w tramwaju podsiadłam* zakonnicę, zgodnie ze staropolskim powiedzeniem: kto rychlej do siedziska podejdzie – ten pierwszy na nim zasiędzie:)))

Ubiegłam ją - hahaahha – a to dopiero początek, bo niedługo
nawet gdy nade mną od staruszek się zakłębi
- żadna z nich ode mnie miejsca nie wydębi :)
rzekłam!

*) wysoce poprawny ortograficznie program moje „poDsiadłam” skorygował na "POSIADŁAM”, ale oczywiście aż takiej rewelacji do ogłoszenia tu nie mam:))) A to uświadamia mi, że mnóstwo pracy przede mną, bo do prawdziwego zła jeszcze mi daleko, daleko…

a tymczasem tuż tuż za miedzą....
Kolega wierci dziury w pokoju obok. Wierci wiertarką. Czyli. Powiedzmy to sobie wprost. Oprócz dziur - robi hałas. Hałas przez duże H. Przed rozpoczęciem działań wojennych włączył sobie muzykę, a następnie w jej rytmie zaatakował ścianę. Ja w czasie tej walki nie usłyszałam osiołka krzyczącego wprost w me ucho, dzwonka telefonu, ani żadnego innego dźwięku biurowego. Dlatego opadła mi szczęka, gdy przed chwilą (gdy już trzęsło się absolutnie wszystko) kolega zrobił sobie przerwę, podszedł do odtwarzacza i nastawił kolejną muzykę. ALE ŻEBY BYŁO JASNE. Zrobił sobie przerwę, gdyż (poprzez szczęk zbroi i huk broni:) USŁYSZAŁ, że poprzednia muzyka się skończyła. POWAŻNIE. Nie. Nie powiedział mi tego, ale to wynika niezbicie z jego dalszych poczynań. Mianowicie. Po nastrojeniu nowej nuty NATYCHMIAST powrócił do zaniechanych wierceń (sic!).

Jestem ogłuszona (wierceniem i) doznanym wrażeniem.

piątek, 21 października 2011

„Niepamięci. Niech się święci. Cud..”

Zamiast końca świata przyszedł dziś do mnie osiołek i rzecze:
- dzień dobry. Przepraszam, że ja ZNOWU panią męczę, ale czy mogłaby mi pani JESZCZE powiedzieć…

JESZCZE? robię wielkie oczy. ZNOWU? Wytężam pamięć i moje przerażenie rośnie. ZNOWU. A osiołek podobny zupełnie do nikogo. Osiołek, jak to osiołek. Uszka, kopytka i ogonek. Ot. Jeden z wielu osiołków chadzających po naszych korytarzach. Ale musicie wiedzieć, że choć nie bywają u nas osobowości na miarę Kłapouchego, czy kolegi Shreka, to jednak i pomimo to każden jeden, który do mnie wchodził, zostawiał na piasku mej pamięci mniej lub bardziej wyraźny ślad kopytka. Naprawdę! To znaczy… to było prawdą. Do dziś. Bo zdaje się, że w królującym tu ostatnio służbowym rozstroju przestałam już absorbować twarze, które mnie odwiedzają. A moja sławetna pamięć cichaczem przeszła metamorfozę. Z wilgotnej plaży - na targaną mocnymi wiatrami pustynię:) Żaden trop się nie uchowa.

Jedynym plusem służbowego zamieszania i się dziania jest tylko to, że coraz częściej zapominam też i o zimnie, które tu ciągle i nadal niepodzielnie panuje, gdyż i bo "cały pion strzelił pszę pani". Fajno. W obliczu zbliżającego się listopada, i jadącego za nim na saniach grudnia, takie słowa są plastrem miodu na sterane kołataniem serce moje.

czwartek, 20 października 2011

o tempora, o mores!

KONIEC ŚWIATA.
Dziś postąpiłam jak ostatnia świnia. Zawsze krytykowałam i obśmiewałam tych, co na zbity łeb, niczym tarany, prą do wolnego miejsca w pociągu/tramwaju/autobusie. Jacy ci ludzie niecierpliwi, a jacy niekulturalni, co za gbury nieokrzesane!... A tu proszę, chamstwo zapukało i do serca mego. Ten występek, o którym za chwilę, świadczy o tym, że długo to ja już na stojąco w pociągu (nomen omen!) nie pociągnę. Naprawdę. Bo oto dziś, dowodząc swego zmęczenia tym ciągnącym się od roku stanem rzeczy, wtarabaniłam się jakiemuś gościowi (na kolana!!! – ktoś chciałby dokończyć:), ale nie, po prostu, on wstał, jak kątem oka zauważyłam, celem nabycia biletu u konduktora, a ja niczym kot wskoczyłam na jego miejsce. Mocno zacisnęłam oczy, zatkałam uszy słuchawkami, opuściłam głowę i schowałam się za liściem dłoni. I siedziałam tak twardo do końca podróży, emanując złowrogą energię NIECH TYLKO MNIE KTOŚ RUSZY!!!

Myślę, że niedługo wyrosną mi ostre pazury i takież zębiska
i będę walczyć o miejsce siedzące siłą swego pyska,
a konduktorów w strzępach po przedziałach ciskać, bo naprawdę zachowałam się dziś nie fair, ale proszę ja Was, są gorsi troglodyci,
ci, co w tej dżungli na torach
bilety do kontroli ważą się wołać.

jutro ponoć ma być koniec świata, co świetnie się składa, bo do jutra mam bilet miesięczny i nie będę musiała dalej finansować permanentnego strajku włoskiego PKP.
Troglodytom mówimy nie, ale początkującym chamom:) wybaczamy i wnosimy o poprawę postępowania!

no to żegnajcie:)

środa, 19 października 2011

plement.com

Wczoraj, jako się rzekło, okupiłam kolację własną krwią (podczas starcia z bitną bułką). Po nocy i poranku z nieczynnym palcem serdecznym lewej dłoni, jego przydatność w skali 10 stopniowej oceniam na 10. Mam trudności z prysznicem, ubieraniem się, przygotowywaniem posiłków i czesaniem… a to każe mi przypuszczać, że dłonie nie tylko dla ozdoby wypuszczają aż po pięć łodyżek. Pięć i ani jedną mniej. Natura jednak ma oko do takich spraw:) a palec serdeczny nie tylko biżuterii służy.

a tymczasem w progu biura:
- o!!! jak ja dawno nie widziałam pani w sukience
- tak?
- ale nie wygląda pani źle.
- acha…
jakoś nie umiem się zdecydować, czy to jest równoznaczne z tym, że dobrze wyglądam, czy po prostu wyglądam nienajlepiej, aczkolwiek nie tak bardzo najgorzej?

wtorek, 18 października 2011

Ring finger

Wczoraj w tramwaju spędziłam dłuższą chwilę z anglojęzycznymi studentami.
In a nutshell: all the things they were talking about, were "so funny". Polski taksówkarz, polska koleżanka, polski profesor, polskie tramwaje... O czymkolwiek by nie rozmawiali, wszystko było funny

tylko mi nie było do śmiechu,
bo wśród tych okrągłych słów
zdjęła mnie lekka trwoga,
jak zawsze, gdy słyszę obcą mowę
i gdy coś rzec I have to
boli mnie język
boli mnie gardło
a głowę mą jakby ktoś włożył w imadło...
lecz choćby nie wiem jak długo ją ściskał
nic nie wyciśnie
- taki to jest strach.:)

Ale, jak się wczoraj okazało, nie tylko dla mnie język obcy ma wielkie, ostre zębiska i oczy bazyliszka. Otóż tłum pasażerów jak na komendę rozstępował się przed tymi Mojżeszami. Gładko i bez szemrania. Niczym skóra na opuszku palca mego serdecznego przed nożem. A’propos:) Powitajmy mą skatowaną dłoń. Dziękuję za takie atrakcje. Teraz (niczym księżniczka przesiąknięta odrazą do tego, co nie ze złota) chwytam wszystko tylko w dwa palce, kciuk i wskazujący, przez co każda rzecz, która między nie trafia, może się poczuć jak najgorsza szmata.

poniedziałek, 17 października 2011

Szanowna Zimo,

Nie myśl łajzo, że tak łatwo się poddam.
Wprawdzie, szczerze przyznaję,
dałam skuć sobie stopy ciężkimi butami,
schyliłam głowę i czapką ją przed Tobą nakryłam,
sprezentowałam Ci mą szyję z kokardką szala
i ręce do góry w wełnianych kajdanach,
ALE ZAPRAWDĘ, Wiedźmo Ty Moja,
te gesty poddania
to "fraszka, igraszka, zabawka blaszana"
niewiele znaczą
są niczym
bez ostatniego przyczółku,
bez mego grzbietu,
ostatniego punktu, którego walkowerem nie oddam.

Wiem, że klęska ma przesądzona,
acz opóźnić się ją postaram
(kolczugą - me podkoszulki,
a tarczą - swetrów para:)
i zrobię wszystko,
by nie przyznać Ci racji bytu,
dalibóg!, nie dziś,
nie w października połowie!
Dlatego jeszcze nie,
NIE ZAŁOŻĘ MEJ KURTKI ZIMOWEJ!
:)
HOWGH

czwartek, 13 października 2011

Bo listonosz czasem nie dzwoni

- cześć Kolego, słuchaj podaj mi proszę swój adres korespondencyjny, bo muszę ci coś podesłać…
- kolega@....
- NIE TEN… korespondencyjny.
- no, ale ja używam tylko tego.
- ale podaj mi korespondencyjny, żebym mogła przesłać ci coś namacalnego.
- no to prześlij mi na ten, ja z niego odbieram…
- ale ja potrzebuję KORESPONDENCYJNY. Taki pocztowy.
- nie korzystam z innego.
- do kroćset fur beczek, jak to nie korzystasz??? KAŻDY KORZYSTA
- odbieram tylko z tego, co ci go przed chwilą podałem.
- matko... Nie dogadamy się… pas
powiedz mi po prostu, gdzie mieszkasz.

poniedziałek, 10 października 2011

O wzajemności w miłości

Anons służbowy na dziś:

"W związku ze zbliżającym się sezonem grzewczym Dział Eksploatacji i Remontów prosi o ustawienie głowic termostatycznych grzejników w pozycji 5 (max)."

Zatem sezon grzewczy się zbliża. To miło.
Rada bym była się dowiedzieć przy okazji, gdzie on już jest? czy dopiero ruszył tyłek? czy też już dobija do celu? I z którego kierunku nadchodzi? i dlaczego tak wolno? i czy aby na pewno dojdzie do grudnia? Zresztą tak samo chciałabym się wywiedzieć, gdzie znajdują się rzeczone głowice termostatyczne? Konia z rzędem temu, kto znajdzie u mnie choćby jedną taką. To kolejna nieobecność, nad którą boleję, gdyż w przeciwieństwie do widmowych głowic, 16 stopni Celsjusza rzuca się (nie tylko w oko ale i) w ramiona każdemu, kto otworzy drzwi do naszego służbowego pokoju. Rzuca się i trzyma. WYJAŚNIJMY TO SOBIE. Nie ma tak, że chłód siedzi na barana tylko temu, kto świeżo wszedł i tylko do momentu wejścia następnego nieszczęśnika. NIE. Zimno tuli do łona wszystkich i każdego z osobna. A już najczulej pieści mnie, trzymając przez 8 godzin (słownie: osiem godzin!) w mocnym miłosnym uścisku. Casanova przy nim to doprawdy blady cień. Szkoda wielka tylko, że w czasie tego maratonu miłości nie ma mowy o przyjemności. Oczywiście z mej strony. Bo jeśli chodzi o chłód, to jego zaborczość i nieustępliwość każe mi nieskromnie przypuszczać, iż jestem dla niego nieskończonym źródłem czystej rozkoszy.

Puenta:
Jak nie będzie lepiej jutro
Przyjdzie mi zapuścić futro
:))))

sobota, 8 października 2011

Cisza przed

Całą kampanię obrażaliście mnie swoimi spotami i programami. Robiliście ze mnie kretynkę pozbawioną pamięci, świadomości, odruchu samoobronnego i zmysłu estetycznego. Ale doprawdy nic nie szkodzi. Nie tak łatwo mnie obrazić i zniechęcić. I choć mnie mdli i skręca - pójdę głosować. Pójdę i wybiorę coś z tego zapyziałego ubogiego menu. Wybiorę coś na pewno. Gdy się nie ma, co się lubi - to się lubi mniejsze zło. Oczywiście domyślam się, że w dużej mierze będzie ono niestrawne i w ogóle mnie nie nasyci (o rozpieszczeniu podniebienia nawet nie wspominam), ale, dalibóg!, choćby chodziło o różnicę milimetra, choćby o jedną kroplę, czy setną sekundy…myślę, że warto.

No to rzekłam ci ja
guru nad górami
fallow me
:)

piątek, 7 października 2011

Syfon

nie ma to, jak przyjąć na stan telefon i chwilę potem, w czasie, gdy podpisy i pieczątki na drukach inwentaryzacyjnych jeszcze stygną, patrzeć jak trafia go nagły szlag i to tak, że "z tym już się nic nie da zrobić. Wiem, bo miałem podobny przypadek w zeszłym tygodniu". Pan od naprawy nie trudzi się, by mnie pocieszyć. Od razu: tu kawa, tu ława, a tu akt zgonu proszę pani, bo tego się już nie naprawi.
Dziękuję.
Mam teraz inny telefon. No i nie powiem. Ma on ci kabelek, klawiaturę i słuchawkę. I można się do mnie dodzwonić, a i ja dzwonić śmiało mogę. I naprawdę jest pięknie, acz zupełnie inaczej, gdyż i bo zastępca (choć bardzo przystojny) jest nieco ułomny. MIANOWICIE nie ma wyświetlacza!!! O, NA-U-KA-RRRRRA-CZA!
I w tym miejscu chciałabym otwarcie przyznać, że ta absencja naprawdę bardzo mnie boli. Wprawdzie wcześniej nie zajmowała mnie wielce ostra selekcja rozmówców, ale, UMÓWMY SIĘ, są w życiu służbowym takie chwile, w których nie jesteś w stanie odbierać wszystkich telefonów. To takie krytyczne momenty, w których naprawdę musisz na bieżąco przesiewać i segregować rozmowy, tak by na sitku zostały tylko te, co na baczność stawiają lub od razu na kolana rzucają. Bo, gdy terminy zaciskają pętlę na szyi, nie ma się ochoty na monologi gaduły, który klepaniem trzy po trzy wykrada ci zawsze co najmniej pół godziny, albo na interpelacje tej nachalnej pani, która od miesiąca truje ci zgranymi pytaniami…

I co teraz?
teraz bez telefonicznego cedzaka wszystko dzielnie na ucho przyjmować muszę, bo za każdym dzwonkiem kryć się może priorytet, sztandar, piedestał lub fundament…
zaprawdę
nieutulona w żalu
pozostaję

poniedziałek, 3 października 2011

Gameta męska zawsze zwycięska?

grunt to plemnik
plemnik wie
bez plemnika nie da się
więc do naszego Poznania
plemniki lgną jak do jaja

"skandal, granda!"
"O BU RZA JĄ CE!"
lecz "grunt by było głośne
i szokujące"

słychać różne głosy
i różne opinie
czy plemnik dobry?
czy się przebije?
czy w miarę Poznań zareklamuje?
czy wręcz przeciwnie
zdeprecjonuje?

jest również wątpliwości parę
czy trafi się plemnik na Poznania miarę?
czy najdoskonalszy zapłodni to miasto?
czy wyjdzie zakalec?
czy też pyszne ciasto?

w tym pytań deszczu
i w niepokoju
o maturzystów
On dostojny
i taki know-how
nie traci nadziei
na błogosławiony stan
:)