czwartek, 31 grudnia 2015

Sylwester


A tymczasem w mediach w ruch
Jak se włożyć w oko tusz
Jak się ubrać,
Jak uczesać,
Jak ze szmat
cud suknie wskrzeszać???

W którą stronę loki kręcić,
By do siebie kogoś znęcić?

Jak z lodówki coś wyskrobać,
By na stół bez wstydu podać?

Jak się giąć i jak obracać,
By ze sprawnym grzbietem wracać?

Czym strzelamy
(I do kogo?)
I …. czy toast można
nogą?
.
.
.

Od tych rad i petard z rana
jestem już nieco pijana.

:) 

środa, 23 grudnia 2015

Święta



Obejrzałam świąteczny spot rządowy,
i jestem wielce rada, bo nareszcie wiem dlaczego on – ten rząd – bez ustanku pracuje w nocy.

To nie dlatego, że się (i swe czyny) kryje w mroku - o wy niedobrzy, spiski wszędzie węszący!
On nie ucieka od światła dziennego! I w żadnym razie nie lęka się go!  
Nasz rząd jest zmuszony stawiać się w robocie na nocną zmianę, gdyż i bo
taki a nie inny tryb warunkuje miejsce, w którym przyszło mu działać.

„kiedy sen już spowija całe miasto
Jest takie miejsce, gdzie wciąż jest jasno”

Wciąż jest jasno”!
tak to już się zdarza w strefie polarnej.  

Tego dwuwiersza mi trzeba było, bo ja już się bałam, że pracując nieustannie, po omacku, w ciemnościach gabinetu, całkiem oślepną, zbledną, a z powodu deficytu witaminy D (bo przecież nie opasłego budżetu) w końcu zaniemogą przytłoczeni depresją i ciężarem obowiązków.
Ale, jak widzę, to im nie grozi. Zawsze niepotrzebnie martwię się na zapas, a nękana koszmarami własnego autorstwa - tracę apetyt. Niniejszym odrzucam infantylne durne obawy, bo ze spotu bije kojący me nerwy blask świec, lampek, połyskujących bombek, rumianych cer, krystalicznych sumień, serc przeczystych i ócz łagodnością lśniących.
Miło tam sobie żyją ci ministrowie. I tak się kochają! Jak w filmach amerykańskich. Naprawdę cudownie. Chociaż brakuje mi tam gwiazdora. Mógłby przyjść i przycupnąć na chwilę, a jeden z ministerialnych urwisów zmuszony do skakania przez laskę mógłby (w akcie dziecinnej zemsty) pociągnąć brodę siwą, ujawniając prawdziwą twarz gościa.
- Demaskator z ciebie Antosiu! Chodź no ino. Sprawdźmy cóż dla ciebie mamy. Ho, ho, ho – straciwszy do cna anonimowość, aczkolwiek nie tracąc ni kropli rezonu, zawołałby tubalnym głosem zdekonspirowany mały jegomość, sięgając do wora…

Ho, ho, ho…  

A’propos wora (zapewne z kotem),
gdyby tak wdzięczne kotki na klapie żakietu Pani Beaty, choć przez sekundę jej świątobliwej przemowy mruczały (no niechby choć jeden z całej trójki mruknął) – mogłabym jeszcze wmówić sobie, że bije z tego obrazka ciepło na miarę stygnącej herbaty.  
Ale niestety
kotki tkwią w martwocie,
Stoją na baczność
Czegoś wystraszone
Ogony ich wzniesione
grzbiety naprężone
.
Rząd chciałby tym spotem stopić lody, wyjść ze strefy polarnej do umiarkowanej i w jej naturalnych ciemnościach (w tej chwili kilkunastogodzinnych!) złożyć nareszcie głowę do snu.
Ja ich rozumiem, też jestem niewyspana.
Dlatego, widząc drętwość i daremność tego spotu (prężącą grzbiet każdemu kotu),
wyrażę tylko nadzieję (i to moje dla rządu życzenie):
że ktoś Wam zgasi to światło z litości,
a jak nie… to ze zwykłej oszczędności,
byście się w końcu w swych łóżkach wyspali
(i naszą kasą na prąd nie szastali).  

piątek, 11 grudnia 2015

Z kroniki kryminalnej miasta

W nocy z maleńkiego Betlejem Poznańskiego uprowadzono Jezuska.
Nim doszło do epizodu Jezusek przebywał, jak zwykle o tej porze roku, w małej szopce w towarzystwie Józefa starego, Maryi - żony tegoż i gromadki zwierzątek. Sumienny Jezusek, nie spodziewając się niczego złego, ofiarnie (jak to tylko on potrafi) drżał z zimna na sianku, gdy nagle w godzinie nocnej z płochego snu (i twardego koryta) wyrwał go rosły młodzieniec. Przechodził właśnie obok z kolegą i postanowił pstryknąć sobie parę fot z dzieciątkiem, na pamiątkę. W kościele dawno się z Jezuskiem nie widział, więc takiej okazji, która sama się w ręce wciska - nie można było zmarnować.

Po krótkiej sesji fotograficznej, na tle znamienitej rodziny i trzody też nieprzeciętnej, młodzian, którego wrażliwości się domyślam, już to czując dygoty nagiego dziecka (już to pod wpływem rozbudzonej nagle refleksji, że fajnie mieć w domu kogoś, za czyją sprawą lepszy trunek z kranu płynąć może) – miast odłożyć dziecię do żłoba, schował niemowlę za pazuchę i począł, wraz z kolegą – fotografem, oddalać się od stajenki …

Rzecz można obejrzeć. Aspirująca do nagrody Orły Straż Miejska wszystko skrupulatnie sfilmowała.

Niestety po tym niezłym początku, zwiastującym wartkie kino akcji, scenariusz ostro skręcił - ku, oczywistej, rozpaczy Jezuska, któremu kruche kosteczki pod kurtką porywacza  zaczęły się już powoli ogrzewać, a i na myśl o czekającej go przygodzie krew w żyłach radośnie zatętniła.

Ale, jak już zaznaczyłam - niestety.
NIESTETY   
w minutę policja przybyła
Jezuska raz i dwa odbiła
I znów mały jest złożony w budzie
W chłodzie, brudzie
i POTWORNEJ NUDZIE.




czwartek, 3 grudnia 2015

Zaginiona


To nie będzie wpis snujący hipotezy. Nie będę się zastanawiać, czego świadkiem była Warta. Nie będę domniemywać, niuchać, oskarżać ani usprawiedliwiać….
Chciałabym pochylić się nad tymi, których szukać nie trzeba, bo sami w oczy się rzucają.
Nad policją i Krzysztofem R.
Po co się zatrudnia Krzysztofa R?
Po co zatrudniać takiego Krzysztofa?
Bo Krzysztof będzie prowokował, szarżował i nacierał. Krzysztof jest ruchliwy, ma niewyparzoną gębę, ciemne okulary i co chwilę sypie nowymi filmami, dowodami, podejrzeniami. Co i rusz rzuca je na stół konferencyjny wprost z rękawa, a rękaw u niego skórzany oraz czarny, głęboki i szeroki.
Krzysztof zawsze (sprawia wrażenie, że) wie.
Krzysztof R. jak Red bull, Krzysztof R. jak duracell - ładuje policję (depcząc jej ambicję).

Środkiem, którym w nadmiarze dysponuje policja - jest czas. Gdybyście się kiedyś jeszcze zastanawiali dokąd ten czas Wam leci - wiedzcie, że na posterunek. 
  
Policja zawsze ma mnóstwo czasu i nie waha się z tych niezmierzonych zasobów czerpać, działając w swoim tempie. Powoli i opieszale.
Chyba że…. Chwileczkę!, momencik jeden!, bo oto nad Wartę przybywa Krzysztof.
Krzysztof R.
Zawsze zwarty i gotowy. Bardzo proszę. Przy dźwiękach łopotu płaszcza jego DE TE KTY WI STY CZNE GO  policja napina pierś, sczepia pośladki, wydłuża krok i nastawia zegarki. Niestety nie przyzwyczajeni i nie wytrenowani w wartkich i spiesznych działaniach, tak zapomnieli się w tym wyścigu, że o niezbitej (choć popartej ledwie poszlakami) śmierci zaginionej, dumnie i migiem wpierw informują media, a za ich pośrednictwem cały świat wraz z rodzicami dziewczyny, dając tym samym niezbity dowód zrównania się na bieżni z Krzysztofem.
A więc, uf, udało się. Dogonili go! Osiągnęli ten sam poziom.

Gratuluję.