piątek, 31 grudnia 2010

Persona non grata

Czyli krótko o Sylwestrze.
Tym bezczelnym gościu, co to przychodzi zawsze jako ostatni i w sztok pijany strzela nam do ucha petardami:)
W bliskim Nowym Szczęśliwym Roku (prócz okropnej zimy:) tego tylko jednego możemy być pewni: że on ZNOWU przyjdzie jako ostatni i w sztok pijany będzie nam strzelać do ucha petardami:)))
W sumie to straszny nudziarz z niego.
Wszystkiego Dobrego

czwartek, 16 grudnia 2010

Algorytm poprawienia sobie nastroju

Pójść na całodniowe szkolenie
Zwiać z duszącego nudą szkolenia w przerwie kawowej
Z tłumem studentów wsiąść do tramwaju
Zobaczyć Stary Rynek w świetle dnia
W ogóle zobaczyć światło dnia!!!!
Pójść do kafejki
Napić się grzanego wina

A jak zatem obrócić wniwecz uzyskany efekt zadowolenia, spokoju i relaksu? – aż ciśnie się na usta.
Otóż:
Wrócić do pracy następnego dnia spóźnionym krótkim pociągiem i na mecie, na swoim świętym biurku, znaleźć cudzą rzecz służbową zostawioną do załatwienia bez filigranowej nawet kartki z marną prośba pomoc w danej sprawie.

wtorek, 14 grudnia 2010

Toast

Jak już wiemy PKP zmieniła rozkłady. DLA DOBRA PASAŻERA.
Dla dobra i komfortu jego zwiększyła również liczbę kursujących pociągów. Jednakowoż zapomniała, iż do każdego dodatkowego pociągu potrzebna będzie dodatkowa lokomotywa (taki maluśki kiks). W związku z czym pociągów może jest i więcej, ale trudno zaliczyć je do grupy kursujących, gdyż przeważnie stoją i czekają. I my czekamy. Siedząc (na szpilkach) w tych wygrzebanych z lamusa zimnych banach, zadajemy sobie przeróżne pytania, np.: czy pociąg bez lokomotywy to jeszcze pociąg, czy tylko łańcuszek baraków nanizanych na tory ku ozdobie dworca, który szczyci się od niedzieli ogromną ilością podstawianych wagonów?

Droga PKP, ma miła wykolejona idiotko,
jeśli chcesz być dogodną dla pasażera swego, to naprostuj mu linie, które masz. A nie do krzywych, wygiętych i wadliwie działających połączeń dodajesz kolejne nowe, acz równie felerne.
Bądź zdrowa kretynko!

W gęstwinie zagajenia

Co ma w głowie gość, który wchodzi do mnie służbowo i zagaja w te oto słowa???

- co słychać?
- jest dobrze, dziękuję.
- a co, że tak zapytam, u rodziny?
- (?) dziękuję wszyscy zdrowi.
- a dzieci?
- jakie dzieci?
- pani
- ja nie mam dzieci.
- nie?
- NIE
- hm… ale chciałaby pani?
- nie myślę o tym (przepadnij i zgiń!!!)
- nie?
- NIE (Ole!)
- ale miło by było je mieć…
- SŁUCHAM?
- miło by było je mieć, nie myśli pani?
- jednym byłoby miło, INNYM MNIEJ
- aha…. To może ja już pójdę
- mhm… (wtedy na pewno byłoby miło!!!)

Otóż myślę, że do tej głowy nawet przeciąg rzadko wpada z wizytą.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Chrzest

Zebraliśmy się tutaj na dworcu PKP w Poznaniu, by ochrzcić nowy rozkład jazdy.
Powitajmy zatem pierwszy w stawce pociąg do Leszna. Trzy piętrowe zimne wagony bez lokomotywy! Brawo!!! Nowy planowy odjazd: godzina 15.50. Deklarowane spóźnienie: 90 minut. Czy pociąg w czapce niewidce na peronie obok, planowy odjazd 16.17, przeskoczy tę wysoko postawioną poprzeczkę??? Czy podoła??? NIESTETY. Co za cienias! Jak na razie zapowiada spóźnienie na zaledwie 60 minut… Ale chwileczkę! Oto na tor o krok dalej podjeżdża kolejna (nomen omen:) bana, planowy odjazd 16.46, spóźnienie: JEDYNE 25 minut. Nie ma szans na wygraną… Ale proszę państwa! Co się dzieje?! Czy Państwo to widzą?!!! Oto ta mizerota, ostatnia w stawce ze swoim niecałym półgodzinnym poślizgiem, zaczyna wchłaniać kipiący na peronie TŁUM Z TRZECH KURSÓW! W mgnieniu oka wsysa go, do ostatniej głowy i nogi, w swoje, zaledwie trzy!, wagony. Sprzątnęła już chyba wszystkich pasażerów sprzed nosów rywali. Syta czknęła donośnie, sapnęła z rozkoszą i oto rusza, RUSZA PROSZĘ PAŃSTWA, nie walcząc o podium… Równo z godziną 17.11 obojętnie sunie w śnieżną dal…

Nowy rozkład jazdy uważam za uświęcony i do bani!

niedziela, 12 grudnia 2010

Po wieczornym seansie

„Nieśmiertelnego”

Pragnę napisać, iż

1. być może Christopher Lambert ma w oczach COŚ (więcej poza lekkim zezem:), ale skromnie wydaje mi się, że ja wykazuję więcej zdolności aktorskich, siedząc na kanapie i machając nóżką obutą w laczek.

2. nie rozumiem, dlaczego głowa Seana Connery’ego ścięta zostaje w połowie filmu, zamiast być jego ozdobą do ostatniego kadru?

3. pomysł, by nieśmiertelnemu w nagrodę dać śmiertelność był dobry, ale bonus w postaci nieograniczonego dostępu do głów innych śmiertelników (ze szczególnym uwzględnieniem głów państwa(?!))… uważam za rzeź.

piątek, 10 grudnia 2010

Do zakochania jeden krok

Bo to nie jest tak, że dyszę nieskazitelną nienawiścią do zimy.

Są przecież chwile:), że idę z nią pod rękę, śnieg ślicznie się skrzy, zimne powietrze zachwyca świeżością, płatki z gracją wirują i lekko opadają, ścieląc się miękko przed nami… I wtedy naprawdę łagodnieję i chcę serdecznie uścisnąć jej oziębłą dłoń, a nawet wpaść w jej nieludzkie objęcia i westchnąć w chłodne ucho, że jest niedościgle piękna, ALE niestety do tego zbliżenia nigdy nie dochodzi, bo wtedy zawsze, ALE ZAWSZE!, wpada na nas swoim obmierzłym cielskiem zazdrosna PKP. Przyzwoitka cholerna. I oto każe mi stać godzinami w tłumie i w mrozie, by potem ugnieść mnie (i tłum) w trzech małych wagonikach, by następnie dopełnić moje (i, dalibóg, nie zapominajmy o tłumie!!!) wagony wycieczką szkolną, i na koniec całą drogę nie domykać drzwi (o oknach nie wspomnę!!).
W takich chwilach z odrazą odsuwam się od zimy, ze wstrętem zrzucam jej skrzące się tęczą ramię z ramienia mego, bez pardonu uderzam z łokcia w jej śnieżny wydęty brzuch i tupię, strasznie tupię, że nie lubię, gardzę, i się brzydzę...

Poza tym pragnę donieść, że oto chyba na dobre wróciły czasy zim moich rodziców. Zim, kiedy to ludzie kopali tunele w śniegu, herbatę gotowali ze śniegu i jedli śnieg… Rodzice zawsze opowiadali o tym z pewnym zapałem i wyższością wobec nas – tych którzy takich prawdziwie mroźnych i śnieżnych czasów nie przeżyli. Teraz jednak jakoś nie widzę w nich szalonej euforii z racji powrotu tego, co uznali za bezpowrotnie stracone…
Dziwne.
Zwłaszcza, że do kopania śniegowych wąwozów doprawdy nam już niedaleko:)))

środa, 8 grudnia 2010

Sam na sam z denatem

Działa w ukryciu. Rzetelna, dyskretna i subtelna. Jest zawsze obecna, choć najczęściej niewidoczna dla oka. Pracuje skrupulatnie i bez rozgłosu. Kobieta pełna ciepła i (nawet zaryzykuję i napiszę, że:) miła w dotyku. Współpracownicy rzadko zwracają na nią uwagę. Zamiast. Za to. Gruntownie zapominają o. I dzień w dzień przechodzą nad nią, pod nią, obok niej obojętnie i do porządku dziennego. Uznają, że powinna działać, że to naturalne, że przecież jest nie do zdarcia, i że zawsze. I nikt się nie pochyli, nie zapyta, czy jej może czegoś nie potrzeba. Nikt dżentelmeńsko nie poda ciepłego płaszcza (z polietylenu) lub gustownej mufki (trójnikowej bądź łączącej). Wszyscy tylko zachłannie ściągają z patery owoce jej pracy, ją samą mając po prostu w nosie…DO CZASU.

Empatycznie odnajduję się w tej historii. W Twojej historii o RURO CIEPŁOWNICZA!!!! Naprawdę Cię rozumiem. Jestem z Tobą całym sercem. Wiem. Przychodzi czas, że nie jesteś w stanie utrzymać w sobie wszystkich tych służbowych smutków i żali. A wówczas się pęka, pyk, a nawet nawala na całej linii… A wtedy. O alleluja! I o ironio!!! Twoja dotychczasowa praca zostaje zauważona i doceniona.
:)
Co jest gorsze od dojazdu nie ogrzewanym wagonem pociągowym?
Otóż wylądowanie po takiej podróży w biurze z kaloryferem nieboszczykiem.

Dziękuje za uwagę.

wtorek, 7 grudnia 2010

Bałwany!

Od dwóch dni dojeżdżam nie ogrzewanym pociągiem.
Nie ogrzewany to znaczy NIE OGRZEWANY. Nie, że niedogrzany, albo źle ogrzany. Nie ogrzewany, to znaczy, że wsiadasz do pociągu i, choć okulary nie zachodzą mgłą, niewiele widzisz zza chmury własnego oddechu. Dziś na przykład siedziałam obok kupki śniegu, która sprytnie zajęła sobie miejsce poprzez szpary zamkniętego okna. Jeśli sytuacja się nie zmieni - w piątek usiądę obok solidnej postury bałwana. I to jest wersja optymistyczna, bo - jak tak dalej pójdzie - w piątek PKP w swych gościnnych wagonach przewozić będzie już tylko śnieg.

Wierzcie mi, że nie chcielibyście słyszeć, tego, czego ja wysłuchuję od rana w banie. Powiem eufemistycznie: LUDZIE NIE SĄ ZADOWOLENI Z ZAISTNIAŁYCH OKOLICZNOŚCI

poniedziałek, 6 grudnia 2010

Gru, Gru, Gru

Czyli gruchanie o grudniu:)

O śniegu już wiemy. Choć cichy (temu zaprzeczyć jednak nie można!!!), to jednak narobił sporo hałasu.
A skoro już śnieg, to zaraz przyczłapią się święta. Och! W przeciwieństwie do śniegu nie mają w planach nas zaskoczyć. Możemy być spokojni. Wyczekiwanie mroźną nocą pod progiem domu, tylko po to, by rankiem wywrzeszczeć w naszą zaspaną twarz SURPRISE – to nie w ich stylu. One nadchodzą z pełną pompą. Żadnego się certolenia. Żadnych milczących paluszków. One nadchodzą w kozakach na wysokich obcasach podkutych stepowniczymi blachami. Gromki zapach piernika i pomarańczy. Donośny klakson dzwoneczków. Heroldzi drący się z całego serca głosem Sinatry i Georga Michaela. Ogłuszająco błyszczące światełka i do rozpuku pachnące świerki. To wszystko już od listopada przygotowuje nas do nieuniknionego świętowania bożonarodzeniowego. Ale czy naprawdę znowu trzeba nam przez to przejść? Wydaje mi się, że najwyższy czas choć raz się przygotować. W końcu po coś te zwiastuny są. Choć raz tego nie zmarnujmy...
...i zawczasu zagrzebmy się gdzieś na spokojnym końcu świata. Bo musi być przecież jakiś koniec, jakiś mały nieodświętny skraj, zgrzebny punkcik na mapie świata tego, gdzie Kevin do drzwi nam nie zastuka. U kaduka!
:)))

Mikołajki :)

sobota, 4 grudnia 2010

Drugi śnieg

Na dokładkę. Dostało mi się. I musiałam przełknąć tę gorzką repetę.

To jest tak, gdyby ktoś chciał wiedzieć, że się nic nie wie. Siedzisz i patrzysz w przesadnie polukrowany horyzont. I od samego patrzenia w lepką biel robi się mdło. I niedobrze. Bolą zęby. I wiadomo, że tego się od tak nie przegryzie, że zrobią się czarne dziury, że będzie bolało.
I bolało. Siedem godzin w pociągu. Torturą był mróz, owszem. Rwały nasze serca i nerwy wizje zbyt późno podjętych obowiązków służbowych. Męczyły możliwości wykorzystania czasu duszącego się razem z nami w wagonie. Najgłębsze jednak razy zadawała niewiedza, gdyż i bo niezawodna PKP, jak zwykle w kryzysowej sytuacji, poskąpiła pasażerom konkretnej, pożywnej i regeneracyjnej informacji...