na tę informację
czekałam.
pewnym było, że ją podadzą. Za dzień, za
dwa... ALE OTO JUŻ!
Właśnie puszczono w eter, że przez Polskę
przetoczy się fala zachorowań na grypę.
Fala wysoka i silna; żywioł, który zmiecie
sporą garść ludności polskiej. A może i nawet jej garści dwie.
git. Jest fala, jest news i ton wygrzebany z
tego samego magazynu, gdzie na użycie oczekują ponure brzmienia o śnieżycach,
trzęsieniu ziemi, ataku roju pszczół, pladze motyli, epidemii płaskostopia,
kwaśnych deszczach, ofensywie drapieżnych wiewiórek i szturmie dzikich
krów.
Ponieważ wszystkie te malownicze atrakcje
ostatnio omijają nasz kraj, reporterzy nie mają materiału do ćwiczeń tonu
ostrzegawczego; do pielęgnowania tego drżącego dźwięku pełnego troski i
niepokoju, przeplatanego złowrogą barwą, stawiającą na nogi każdego słuchacza i
trwożącą serce jego. Te srogie głosy na alarm bijące - butwieją w
archiwum radiowym; Ażeby nie uległy doszczętnemu zniszczeniu i marnacji, czasem trzeba ich
użyć. Odświeżyć, przewietrzyć, orzeźwić. Każdy rasowy reporter winien kilka
razy w roku, dla wprawy, poczuć w krtani ten apokaliptyczny ton, a choćby i
nadając o grypie. Każdy kraj ma swoje klęski żywiołowe. W oczekiwaniu na
spektakularną makabrę, która pozwoli się dziennikarsko wyżyć, trzeba rzeźbić w dostępnym tworzywie.
Übung macht den Meister. Powiedzmy, że to jeszcze rozumiem (uczyło się tych języków:), ale te
barany w ekstazie ćwiczebnej relacji idą za daleko.
Gorąco zachęcamy do szczepień - mówi bowiem radio - ludzie, którzy się nie
szczepią, stanowią zagrożenie dla tych najbardziej podatnych na chorobę.
Acha, acha…
zamiast dopingować ludzi do podtrzymywania
tlących się w nich jeszcze mechanizmów obronnych, zachęca się i namawia do ich
gaszenia. Gdy tymczasem główne źródło grypy bije spokojnym, równym rytmem, ot!,
w ludzkiej głupocie, czy ładniej: ignorancji (ale wcale nie szczepionek).
Skończył się mróz. Ludzie - osłabieni,
zmęczeni zimą i życiem w ciemnościach, ze swoim brakiem wyczucia w kwestii
stroju, i ze skrupulatną nieumiejętnością zadbania o swoje zdrowie, z głębokim poważaniem profilaktyki i bezgranicznym zaufaniem do
antybiotyków - łapią infekcje sprawnie, niczym zniecierpliwione panny
bukiety na ślubach koleżanek. A potem, trzymając już w ręku dorodny stan
zapalny, spacerują z nim dumnie w tłumie, jak dziecko z balonem na festynie, i
upuszczając zeń powietrze powoli, a skutecznie, infekują innych.
O to, to TO.
Szczepionka tu. Szczepionka tam. Na to i owo.
Spodziewam się, że ostatni człowiek zejdzie z
tego świata z powodu zwykłego kataru. Zabije go własne kichnięcie. Nieszczęśnik
wystraszy się go i padnie na zawał.
Pysznie dodałbym jeszcze: wspomnicie moje
słowa, ale przecie nie będzie komu ich wspominać.
Żal i smutek.