poniedziałek, 29 listopada 2010

Pierwszy śnieg

Pada sobie. Powolutku i spokojnie. Rzec można: nieśmiało i cichaczem, w przeciwieństwie do deszczu, nie anonsując się dudnieniem w parapety. Jednakowoż, choć wstydliwy i lękliwy nieco, nie daje się nie zauważyć i bardzo wadzi drogowcom i kierowcom. Mi czasem też, choć nie należę ani do pierwszych, ani drugich.
Ale dziś się cieszę. Patrzę jak śnieży i się cieszę.
Cieszę się, że żyję, bo według weekendowych, nadgorliwie nadawanych zewsząd prognoz myślałam, że oto dziś nastąpi koniec świata, że obudzimy się w poniedziałek w jednej wspólnej trumnie, której wiekiem (i zarazem gwoździem do) będzie gruba pokrywa śnieżna; i że zginiemy, zastygając sobie w mrozie solidarnie z płucami pełnymi dwutlenku węgla i z zakrwawionym od drapania lodu palcami…


Naprawdę warto - zanim następnym razem uwierzycie w to, co Wam poda na przystawkę radio - przypomnieć sobie, co mawiał Jan Roztropek spod Gostynia, kiedy to zasiadał do postnego obiadu: „niebo sieje śnieg - media panikę – a ja najbardziej lubię z ziemniakami gzikę.” Zaprawdę powiadam: prosty to, acz mądry człek był;))))

piątek, 26 listopada 2010

Ekshumacja trepów

Przyparta do muru pierwszymi jesiennymi przymrozkami wygrzebałam z szafy zimowe trepy. Czas zgonu: kwiecień 2010. Dawno się nie widzieliśmy. Być może dlatego wydają mi się za duże, za szerokie i za ciężkie. I do końca nie jestem przekonana, że naprawdę są moje. Podejrzliwie obarczam nimi stopy i spoglądam z góry i niedowierzaniem. Nie uśmiecha mi się perspektywa spędzenia w nich najbliższego półrocza.

czwartek, 25 listopada 2010

Miła inwektywa

- Czy mógłbyś zobaczyć, co się dzieje z tym monitorem? W końcu jesteś informatykiem.
- JA NIE JESTEM INFORMATYKIEM!!!
- Nie? A kim?
- PROGRAMISTĄ.
- Acha…
*
- O! Właśnie przyszedł pan od komputerów.
- OD AUDYTU.
- słucham?
- od audytu. NIE JESTEM INFORMATYKIEM!!!
- acha… przepraszam.

Te scenki są dla Was, ku uświadomieniu.
Jeśli chcecie kogoś obrazić – wiedzcie, iż informatyk znajduje się w rankingu obelg wyżej od idioty i safanduły.

- Ty informatyku, ty!!!!!!! – starczy, wierzcie mi, by zabrakło kreseczek na skali oburzenia. Tą sentencją sięgnięcie adwersarzowi do prawej komory serca, a i nerw jego przy okazji fantazyjnie postrzępicie.

HOWGH:)

sobota, 20 listopada 2010

Zwiastun

- o! słonecznik!
- ZOSTAW. To dla ptaków!
- acha…
*
- O! a co to za batonik???
- ZOSTAW. To dla ptaków!
- acha…

Wszystko mi mówi, że
zima tuż, tuż…

ogarnia mnie smutek i żal,
a nos (na kwintę) wełniany szal:)))

piątek, 19 listopada 2010

Znoje

Nie znoszę dymu papierosowego. Nie znoszę przesiąkniętych dymem włosów, ubrań, skóry…
Jaj też nie znoszę:) a jem. Tak. Ale nie jem mięsa, a odkąd nie jem, wędliny śmierdzą mi podobnie, jak nikotyna. Przesadzam, co? :))To trudne zagadnienie, naprawdę się wczujcie;))), gdyż w tej sprawie żaden rząd mi nie pomoże i uczynnie nie zakaże jedzenia po tramwajach, pociągach i przystankach kanapek z szynką tudzież salami. A ludzie, proszę ja Was, jedzą. Jedzą jak najęci. Permanentnie i non stop. Czasem wydaje mi się, że wszyscy wokół trzymają w gębach kabanosy i parówki; że z otaczających mnie ust nieprzerwanie sterczą wędliniarskie cygara, a swąd kiełbasianego oddechu unosi się w powietrzu i ogarnia mnie, owiewa, okadza… że słyszę przeraźliwy jęk zabijanych prosiąt…no dobra. Tu zaczyna się przesada:) A umówmy się - nie jestem fanatykiem.

Być może to delikatna kwestia higieny jamy ustnej, a nie ilości zjadanego mięsa.
Być i to może.
Dość, że czasem odnoszę wrażenie, że wracam do domu woniejąca, jak rzeźnik:)))

czwartek, 18 listopada 2010

Polska kość słoniowa

Po meczu Polski z Wybrzeżem Kości Słoniowej zapytuję dziś koleżankę o wynik.

- wczoraj? … hm… wczoraj to chyba wygrał Lech.
:)

W górę serca, niech zwycięża…:)))
niech zwycięża, niech zwycięża!!!!

środa, 17 listopada 2010

Bywa i tak (tik)

- O. Ale wcześnie przyjechałaś!!!!
- O już jesteś? Co tak wcześnie?!!!

A bo (czas to mój giermek, sługa wierny ziemię, po której stąpam całujący) pociąg wyjechał z Poznania punktualnie, a i na mą stację bez spóźnienia dojechał. To drugie nie zawsze z pierwszego wynika. Raz na pół roku się zdarza.
Mówi się trudno, dojeżdża dalej
weź do kielicha wódki mi nalej
tej
:))))

też się cieszę:)

środa, 10 listopada 2010

Invoice – mój dżos

Postawa roszczeniowa ma donośny głos, który boleśnie wwierca się w brzuch. Postawa roszczeniowa ma czerwoną grdykę, drgającą na czole żyłkę i drżące ręce, ochoczo chwytające się podstępnych metod i sposobów. Postawa roszczeniowa ma (na głowie sfilcowany) tupet, a na końcu języka zawsze kłamstwo i wykręt. Postawa roszczeniowa, z którą dziś miałam do czynienia wywodzi się z wielkopolskiej Murowanej Złośliny i to nie pierwsza postawa roszczeniowa na mojej służbowej drodze z tej miejscowości.
I naprawdę czuję się (wykończona i) usprawiedliwiona stawiając poniższe haiku:)))
I przepraszam pana, panie od retoryki, ale będzie kwantyfikator ogólny,
bo naprawdę,
jeśli spotkacie kiedyś kogoś z Murowanej Złośliny
możecie być pewni, że to spec w podkładaniu świni.
Howgh!

niedziela, 7 listopada 2010

Gigi D'Agostino - La Passion

Dlaczego?
Bo podoba mi się ta teledyskowa sztafeta. Narracja przekazywana spojrzeniami. I lubię historie, które zataczają ładne koła.
Poza tym mam parę fajnych wspomnień związanych z tą piosnką. Poczujcie ten bit:))

wtorek, 2 listopada 2010

Równouprawnienie

Wychodzi kobieta z tramwaju.
Jest bardzo elegancka.
Buciki. Płaszczyk.
Wychodzi.
Stawia swą prawą wyjściową nogę na stopniu.
Potem spuszcza lewą, niemniej galową od pierwszej, na stopień drugi…
Wychodzi. Wychodzi. Wychodzi z tramwaju.
Matko! Zaraz dojdę do clou. Obiecuję. Chcę tylko się upewnić, że wiecie, iż PANI TA JEST BARDZO WYTWORNA, iż wieje, i zieje, i emanuje ELEGANCJĄ!!!
Przypominam. Buciki. Płaszczyk. Fryzura. Torebeczka. Makijaż.
Ok?
Ok.
WYSZŁA
i …
solidnie splunęła na uświęcony jej obecnością chodnik (sic!)

haiku na dziś zatem brzmi:

Nie jesteś wandalem?
Nie jesteś menelem?
Nic nie szkodzi.
Gdy chcesz splunąć - SPLUŃ
niech żyje równouprawnienie!
:)