czwartek, 20 grudnia 2012

Kryzys


To dość przygnębiające, że, miast trwonić majątek w wirze rozpustnego życia, ostatnie chwile tego świata spędzam w pracy. Jednakowoż gdy zerkniemy głębiej i przeanalizujemy rzecz szczegółowo - to żal znacznie straci na sile, gdyż UMÓWMY SIĘ: mój dorobek i tak zbyt dużego rozpasania nie gwarantuje. A na pół gwizdka to doprawdy szkoda ostatnich mych oddechów.

Więc siedzę sobie za biurkiem i wspominam trudy, jakie ostatnio napotykam, by do niego dojść.
Po prawdzie śnieg poszedł precz, a PKP już mnie nie hamuje
JEDNAKOWOŻ drogę mą służbową Pani Portierka zastępuje,
I od tygodnia wytrwale wita mnie słowami: i jak tam przygotowania do świąt?
A ja, równie uparcie, od tygodnia się jeżę i rozszerzam asortyment odzywek:
- święta? jakie święta?
- liczę, że jednak będzie koniec świata
- ja się nie przygotowuję.
- w tym roku nie obchodzę.
.
.
.
Ale Pani w ogóle się nie zraża. I jak tam przygotowania do świąt?
A ja chcę tylko zabrać klucz do pokoju, a nie w służbowych podwojach przystępować do spowiedzi. I jak tam przygotowania do świąt?
Jeszcze tylko jutro. I jak tam przygotowania do świąt?
Może jutro będzie Pan Portier.
Tak bardzo tęsknię za zwykłym codziennym prostym
Dzień Dobry.

Podczas gdy, wg obiegowych opinii, na święta człowiek staje się życzliwy i światu przychylny - ja zmieniam się w bazyliszka.

czy w wigilię przemówię ludzkim głosem?

Stay tuned
:)

środa, 19 grudnia 2012

Exodus


Chusteczki higieniczne.
Ciekawa rzecz.
Od jakiegoś czasu mi się zapodziewają. Niczym skarpetki w praniu. Choć to porównanie w pełni nie oddaje mej zgryzoty. Bo mi nie przepadają stopniowo jednostki, tylko od razu całe zastępy. Giną na potęgę. Niczym wojska Napoleona w Moskwie.
A trzeba Wam wiedzieć, że tych celulozowych żołnierzyków wystawiam bez liku i wszędzie. Pełnią warty w kieszeniach spodni, kurtki i swetra. Obsadzam też nimi gęsto torebkę. Słowem: z domu wychodzę z pełną obstawą. Niestety, gdy tylko nadchodzi krytyczny moment, ta cudowna chwila, w której przeczuwam rychły atak nosa - nie mogę znaleźć ni rąbka wsparcia. Nerwowe poszukiwania oręża i gorączkowe wezwania do natarcia wroga pozostają bez odzewu.

Podejrzewam, że te bezczelne dezercje przeszłyby bez echa, gdyby nie to, że UMÓWMY SIĘ, mamy właśnie porę roku, w czasie której nos staje się wielce wymowny. Porę, która budzi w nim takiego oratora, że po prostu człowiek ulicy nie przejdzie, żeby ten nie zechciał wyrazić swego zdania.

Wiedziona ciekawością i zaintrygowana wielce - zaczęłam studiować właśnie nabyte kolejne opakowanie chusteczek higienicznych, które (jak już zaczęłam przypuszczać) być może mają trwałość śniegu i niknięcie w określonych warunkach jest ich cechą naturalną. Ale zamiast uwag: przechowywać w temperaturze powyżej …, albo składować tylko w miejscach chłodnych i suchych  - znalazłam ostrzeżenie:

„Aby uniknąć ryzyka uduszenia – opakowanie przechowuj z dala od dziecka.”

Bo dziecko gdy ledwo ujrzy chusteczkę
To ma ochotę udusić mateczkę
A gdy już będzie po mamusi
To zdusić ojca się pokusi

Przez głowę przeleciał mi tłum nieodpowiedzialnych matek i lekkomyślnych ojców konających u boku swych pociech w stosie beztrosko porzuconych, źle przechowywanych chusteczek. 

Nie mam wprawdzie dzieci, ale mało ich tu czyha wokoło?

Niewykluczone, że zniknięciom chusteczek, które w swym bycie nie zdążyły być nawet jednorazowe
zawdzięczam życie swoje

Zasmarkane co prawda,
ale nie bądźmy drobiazgowi.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

W poszukiwaniu nastroju


w sobotę wpadłam na Stary Rynek. 
Niestety, wbrew zachęcającym radiowym zapowiedziom, okazał się on być idealnym zaprzeczeniem tętniącego życiem jarmarku. W siąpiącym deszczu i w zewsząd sączącej się świątecznej pieśni - konały rzeźby lodowe, a garstka zmokłych straganów wydawała ostatnie tchnienie.
Niewesoły był to obrazek. Wręcz przygniatający dla kogoś, kto poleciał tam celem pobudzenia w sobie świątecznego ducha. 
Jeśli była tam wcześniej jakakolwiek bożonarodzeniowa atmosfera to, dalibóg!, roztopiła się wraz ze śniegiem na długo przed moim przyjściem.

A ja teraz przez tę przykrą, pełną trupa, historię nie tylko nadal nie czuję bluesa, ale i wytraciłam cały swój mizerny impet.
Właściwie to nawet sporo się cofnęłam
w klimaty początku listopada…

teraz wydaje mi się, że na planowanie prezentów mam jeszcze prawie dwa miesiące czasu.

środa, 5 grudnia 2012

Czerń


Od jakiegoś czasu czuję się częścią bogatego życia wewnętrznego tej planety.

Za oknem panuje jak nie wieczór, to mroczne popołudnie lub noc.
Poprzez szarówkę czuję wyraźnie, że tworzą się nowe układy planetarne.
Ziemia, krążąc po omacku, daremnie szuka słońca
Pytanie,
co jeśli własna oś nie zaspokoi jej tanecznych ambicji?

W międzyczasie ludzie przepoczwarzają się w ćmy.
Na razie oszczędzono nam drastycznych metamorfoz.
Na razie tylko lep sztucznego światła i dziki pląs wokół żarówek .
ACZKOLWIEK

mały krok za (tanecznym) krokiem,
aż w końcu,
dnia pewnego,
zbudzisz się z odwłokiem.
:))))


PS. Dla zainteresowanych imieniem znajomego czarnego kota: donoszę, iż stworzenie od tygodnia wabi się Nero (Nero wlazł na drzewo! Nero, ty cholero!). Jak można się domyślić z niewybrednych rymów, godność owa nie została wybrana z długiej listy mych prześwietnych  propozycji :)))))