Czym jeszcze dziś niebo hojnie
sypnie? Cóż tam jeszcze nas sowicie oprószy? Żaby, szarańcza, komary, muchy… ? Bo manny to
raczej bym się nie spodziewała.
W weekend, jako się rzekło,
zbliżyliśmy się do lata o godzinę.
Zatem jeśli w tej chwili jesteśmy
w przedsionku lata…
W minionym tygodniu wszyscy tak intensywnie
mówili o zmianie czasu zimowego na letni, że to już, że teraz, że ….w niedzielę
o mały włos nie przesunęłam wskazówek zegara.
Uczyniłabym to pilnie,
gdybym tylko wiedziała na pewno, w którą stronę teraz skręcamy.
Na szczęście każdego
roku ten wymuszany niecierpliwy gest głęboko mnie zastanawia. I tak jak na
szkolnym boisku hamowałam z piskiem trampek pod koszem, tak i teraz wstrzymałam
oddech i pogrążyłam się w zadumie. Tik-tak. Dwutakt. Nie mogąc pojąć, jak można
być tak nieludzkim i żądać ode mnie (zerwania się z łóżka godzinę wcześniej)
podjęcia tylu ważkich decyzji w przeciągu kilku sekund, która noga jest prawa, a która lewa (bo
jeszcze tego brakuje bym wstała lewą), a tu jeszcze trzeba określić położenie
geograficzne na boisku względem kosza (czy na pewno teraz wskazówka w przód?) i
połączyć całość akcji z odpowiednią ręką. Prawdę mówiąc tam, na lekcji,
modliłam się, by wybito mi piłkę z rąk, szczędząc udręki kompletowania tej
nienaturalnej akrobacji.
Niestety, tak jak na
boisku mogłam liczyć na wybawienie (szanse na to zawsze były dość spore ze
względu na mą skromną sprawność), tak teraz nie ma zmiłuj. Wprawdzie w miniony
weekend znalazłam odroczenie w internecie, ale jutro nieodwołalnie zmuszeni
będziemy poddać się corocznej grabieży.
Zwolennicy tego
niecnego procederu krzyczą.
TO NIE JEST NAPAD! jednakowoż RĘCE DO GÓRY! ZEGARKI NA STÓŁ!
I nie jęczeć mięczaki!
Wszak w październiku znów mieć będziecie w kieszeni tę swoją godzinę.
Tyle tylko, UMÓWMY
SIĘ, że miast wiosennej, zielonej i już jasnej godziny odda nam się szarobure
zimne 60 minut.
- tego odcinka jeszcze nie
widziałam. Ta dziewczyna właśnie znalazła zakrwawioną szpilkę.
- ale jak?
- przeskoczyła przez płot i
znalazła.
- to przecież niemożliwe!
- no ale znalazła!
- Przeskakując przez płot, zauważyła
zakrwawioną szpilkę? ZA U WA ŻY ŁA?!
- mhm…
- Jak? To jest absolutnie
niemożliwe!
- dlaczego?
- Wykluczone. TAKĄ MAŁĄ
SZPILKĘ!
- ale but! BUT!
:)
Niektórym
pod stopami but, ot tak!, się ściele
A inni zaś
szukają i tracą nadzieję :)
Takie wiosenne przyjemności. Niestety,
gdyż i bo myśliwy ze mnie żaden. I choć poluję na (parę!) zwierza większego niż
szpilka, to wciąż me oko chybia, i wciąż: co sklep - to pomyłka:/
Przypuszczam, że
w pierwszej wersji program zwał się Archimedes splash i był programem prawie-że-naukowym,
w którym miano, mierząc siłę wyporu, szacować klasę i majestat zanurzanych w
wodzie gwiazd. Jednakowoż zasady gry szybko poddano obróbce, gdyż okazało się,
że zbyt onieśmielały ewentualnych prześwietnych zawodników. Zresztą dyskusyjną
kwestię przeważył, stojący w kolejce do basenu, spory (choć bez roli i żony)
Rolnik – potężna perła polskiego gospodarstwa. Przecież, umówmy się, program,
który ma budzić emocje i trzymać w napięciu, nie może wysuwać na trampolinę tak oczywistych zwycięzców.
Postanowiono
zatem odejść od pierwotnych założeń i stanęło na tym, że gwiazdy mają
odwzorowywać skoki oddawane przez profesjonalistów. Oczywiście mistrzom nigdy nie
dorównają. WIEM O CZYM MÓWIĘ. W
wyniku tak miernego powielania nie wyjdzie nic ponad tandetę. NO ALE przecież
nie o prześcignięcie ideału tu chodzi – przekrzykują się skromne i pokorne
gwiazdy - Liczy się dobra
zabawa i ubogacająca nas droga do celu!
Tu chodzi o walkę
z samym sobą!
O zdobywanie
umiejętności!
O pokonanie
swoich słabości!
O wyćwiczenie
swej fizyczności!
I, nie uciekajmy
od szczerości,
o odarcie się z
szat, do nagości!
- A co jeśli
chodzi o płatności…?
-Gwiazdy w tak ekstremalnej sytuacji
to coś, czego jeszcze nie było–
zmienia temat Nina Terentiew.
-Tak bardzo rozebranych gwiazd
jeszcze nie widzieliście! - dodaje lektor, który zdaje się nigdy nocą w
bezchmurne niebo nie spogląda.
Ale uwaga. Proszę
o ciszę.
Bo oto są
Oto one
GWIAZDY
Ledwie
dwuramienne
Bezbronne i
zmokłe
Stają do boju ze
swoimi lękami
Przed ubranym
jury i przed kamerami
A każdy zawodnik
to inna historia
Każdy zasługuje
na łzę Danuty Stenki…
… nie, nie mogę
już dłużej.
Zaprawdę Polsacie!
za jakie grzechy
skazujesz nas na te męki?
…
A, już po
żenującym wszystkim, skatowana podchodzę do Pana, który oranie ziemi
porzucił na rzecz
prucia wody własnym ciałem,
bo nurtuje mnie
jeszcze jedno pytanie:
- Panie Rolniku,
to który żywioł pan woli?
- nie wiem. Czuję
się oszukany i zdradzony!
- ale jak to?
Dlaczegoś Pan tak rozżalony?
- Bo tam. Na
dnie. Też nie było mej przyszłej żony!
Jeszcze nikt niczego lepszego nie wymyślił.Czasem wystarczy się ledwie skropić, zrosić
twarz delikatnie i już jest się orzeźwionym; bywa jednak i tak, że ktoś
uzna, że kropla - to za mały kaliber; że, by osiągnąć ożywczy efekt, konieczny
jest cały kubeł H2O. I oto w minionym tygodniu KTOŚ właśnie TAK UZNAŁ i pewnego
dnia, ledwie otworzyłam drzwi, wychodząc do pracy, chlusnął we mnie bez mała
całym jeziorem deszczu. Daleko cofnąć się nie mogłam, bo już i tak byłam
spóźniona, ale całe szczęście tuż przy progu stało paru chętnych, by objąć mnie
swym wodoodpornym ciałem, więc na chybił trafił wybrałam jednego, schowałam się
w jego rozpostartych ramionach i ruszyliśmy do boju. I, nie powiem, jego dłoń w
mojej dodawała otuchy. Wiatr wokół się wzmagał i okrutnie deszczem smagał. A my
ramię w ramię na dworzec. Gdyby nie on, suchej nitki można by szukać na mnie, niczym
igły w stogu siana. A tymczasem. Bardzo proszę. Miast zimnego opadu, zalewała
mnie fala spokoju i wdzięczności. Jak to
dobrze, że znaleźliśmy się razem w odpowiednim miejscu, o odpowiedniej porze. Podczas
narodzin zapewne mą głowę czepkiem zdobioną, gwiazda szczęśliwa swym blaskiem
opromieniała…tak, tak,Tak właśnie, poliestrem chroniona, dumałam o swym naznaczonym
pomyślnością poczęciu, kiedy nagle RYMS. Ktoś nacisnął guzik i momentalnie padać
przestało. Nawet nie zdążyłam dojść na peron, tak to w tych niebiosach się
zautomatyzowali! To już nie ma korbki, którą powoli i z mozołem się kręci,
zmniejszając stopniowo siłę opadu? To już teraz tylko klik, ciach i pyk? Oj,
nieładnie się bawią. Mogliby chociaż dać mi wsiąść do pociągu z tym słodkim
uczuciem fartu. A nie tak. W połowie drogi poddali nas niewdzięcznej metamorfozie.
Rycerz, którego ręka mnie krzepiła, a wypięta dumnie pierś jego przed wodą
chroniła – przeobraził się w postarzającą mnie laskę, w zawadzający drąg, w
sztywny kij, który dzierżyć już do końca dnia musiałam, na który dzień cały musiałam
mieć baczenie…
gdyż i bo, pod raptownie
bezchmurnym niebem, stałam się ponurym parasola cerberem.
Zza podniesionej nagle
zasłony deszczu wyłoniła się