wtorek, 31 sierpnia 2010

na koniec wakacji kilka wariacji:)

Rozmowa z koleżanką:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało, tylko moja głowa
- o! a kto to?
- mój fryzjer.
*
Rozmowa z Czerwonym Kapturkiem:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało, tylko moja głowa
- i …?
- obciął mi włosy.
- żeby ją lepiej widzieć?
*
Rozmowa koleżanką konkretną:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało, tylko moja głowa
- W końcu? A gdzie to?
*
Rozmowa z koleżanką cyniczną:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało…
- tylko pieniądze?
*
Rozmowa z koleżanką, która wie:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało…
- Znam to. Piłka nożna, czy żużel?
*
Rozmowa z koleżanką wyrobioną:
- spotkałam w końcu mężczyznę, którego nie interesuje moje ciało…
- nie martw się! Życie dalej się toczy, wierz mi, że niejeden ci się jeszcze napatoczy.
:)

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Słowo na poniedziałek

Dziś rano przed moimi oczami stanął napis – CABLOFIL – wydziergany na plecach kurtki pewnego pana - kapusia pasjonata, jak mniemam, albo li też
- sadomasochisty, ewentualnie
- pracownika firmy cablofil

:)

piątek, 27 sierpnia 2010

reach for the stars

Zawsze chciałam, by coś takiego mi się przytrafiło, że oto raptem na zakupach muzyka mocno obejmuje mnie w pasie i bierze do tańca. Mało tego. Rytmem wyrywa też tego gościa łysego - w browarze szperającego i, bez pytania i w wesołych tonach, łapie kibić pani nurkującej w makaronach, a i ochroniarz zostaje porwany w żwawe i jakże energiczne tany… Wszyscy w jednej chwili, zaskakująco zgodnie!, czujemy ten sam zew i dryg; nuty z marketowych głośników kręcą nami (jak kolorowymi bąkami:) i zaczynamy hasać lub, jakby to zapewne powiedziała pani prof. Wycichowska, wyrażać siebie w tańcu. I nikt się nie opiera. Wyrażamy się wszyscy:))) Żadnego wstydu, krygu, czy się migania. Pląs króluje w każdym korytarzu. Hołubce rządzą przy kasach, przytupy w mięsnym, a podskoki w monopolowym…

Spontaniczna taneczno-muzyczna solidarność, taki krótki amatorski musical wyrwany z gardła szarej rzeczywistości - nie zdarza się, CHOĆ muzyka dudni we wszystkich marketach lub PONIEWAŻ muzyka dudni we wszystkich marketach, zalewając nas donośnie i kisząc hucznie, tak że wychodzimy stamtąd z(a)mar(y)nowani, a nie radośnie rozhasani. 

A może to po prostu, ciągle i jeszcze, nie TA muzyka? 

Po obejrzeniu tego teledysku zastanawiam się, czy byłby możliwy taki flash mob, by np.: na dworcu głównym w Poznaniu pojawił się jakiś zbiorowy obertas, czy mazurek, czy też cokolwiek innego tradycyjnego, równie miłego i ożywczego, jak salsa, która zdarzyła się korytarzom barcelońskiego metra? Zali byśmy podołali?

? :)

Pasażerowie, prośmy się

do tańca:)

czwartek, 26 sierpnia 2010

Pierwszy dzień w pracy po urlopie

A po długim urlopie praca kopie

Jak prąd przechodzi przez całe ciało

Lub po prostu butem się zamierza

I w dupę Twą bez pardonu uderza 

 

Ale ja nie dam jej tej satysfakcji:) apage, satana!

Obiecałam sobie, że to będzie dobry dzień.

Żadnego pośpiechu i chaosu. Tylko łagodne ruchy, serdeczny uśmiech i spokój.

 

I w tym roku nie zatrzasnę się w toalecie. O nie.

Rzekłam!

wtorek, 24 sierpnia 2010

Skręt

Zachwycają mnie książkowi tudzież filmowi palacze. Wzdycham, gdy dewocyjnie zaciągają się do płuc dna; pociąga mnie ta lubość, ta, wyraźnie ciążąca na ich powiekach, rozkosz, ta zróżnicowana choreografia dłoni, ten układ ust i te delikatnie wciągnięte brzuchy policzków; fascynuje niewiarygodny spokój opadający na nich wraz z pierwszym zachłannym się sztachnięciem. 

Oglądając i czytając takie obrazy mam ochotę sięgnąć po papierosa. Tracę dla niego głowę, bo oto ogarnia mnie przeczucie, że przed mym wstrzemięźliwym nosem umyka nie tylko nieznana błogość, ale i jakieś niewiarygodne myśli, genialne rozwiązania i kapitalne pomysły, które palacz bez wysiłku wciąga sobie (w siebie:) wraz nikotynowym dymem. Ezoteryczny to dym. Pociąga mnie i kusi, acz pociąg ten ma stację końcową w ostatnim kadrze filmu i ostatniej stronie książki. Dym z peta, póki tkwi zamknięty na papierze i ekranie, przyprawia mnie o prawdziwe szaleństwo, które jednak łatwo gubię na przystankach i dworcach. Trawiące mnie pożądanie lekko opuszcza mnie na ulicy i szybko topi się we mgle puszczonej spod gęstego wąsa, zza pożółconych zębów, dłoni i paznokci napotkanych przydrożnych palaczy. Libido me w podróży leci na łeb i szyję i po przybyciu do pracy, lub po gładkim lądowaniu w domu - papieros jest dla mnie już tylko chorobotwórczą, postarzającą, koszmarnie śmierdzącą… mieszanką tytoniową, do której czuję jedynie wstręt. 

Dlatego martwi mnie nowelizacja ustawy antynikotynowej, która ma wejść w życie 15 listopada, gdyż i albowiem brak w miejscach publicznych palaczy, tak skutecznie zohydzających ten nałóg, wróży mi nieprzepartą i bez mety chuć, a dalej upadek wprost w ramiona tego - tchnącego nikotyną, a nade wszystko zaś tajemnicą - uzależnienia. 

Wówczas w sprawie o moje-się-stoczenie na ławie oskarżonych zasiąść winni, m.in.: 



 

czwartek, 19 sierpnia 2010

Przywitanie

po tak długich miesiącach, po tak strasznej rozłące, jakie oczy masz modre, jakże usta gorące”

Czasem trzeba tupnąć. Trzeba udowodnić sobie i światu. Sobie. Światu. Sobie:) Że jest się wolnym człowiekiem. Niezależnym. Niezawisłym. Człowiekiem, który przenigdy wnętrza obcych pantofli nie wącha, nie łamie się i pokusie nie ulega. Czasem dowodem w powyższej sprawie jest szeroko uśmiechnięta głowa złożona ufnie na pieńku pod śmigłe ostrza. To – nic. to tak naprawdę nic. choć, nie oszukujmy się. to tak naprawdę - sprawa życia i śmierci. 

Długie włosy. Długie. Nie te leniwe, spoczywające słabo na karku lub ledwie, ledwie na ramionach. DŁUGIE – ambitnie w pół plecy człowieka przecinające. W pół plecy człowieka poddańczo schylające. Włosy, które - choć związane, skute w warkocz, ujarzmione w ogonie – biorą człowieka we władanie; nie wiedzieć kiedy czynią z niego wiernego wasala, zasłaniając mu sobą cały świat. Ten moment usidlenia to doprawdy kwestia milimetrów. Trzeba być czujnym, zwłaszcza, jeśli włosy pokonują już dystans drugiej części grzbietu i spływać zaczynają na niżej położone tereny. Wiedz, że wówczas niebezpieczeństwo jest blisko, a chwila zniewolenia dyskretna i tuż, tuż. Ot po prostu, nagle każdy włos pocznie Ci się zdawać szyją, salon fryzjerski szafotem a nożyce siekierą. Centymetr włosa urośnie bez mała do kilometra, z którego utratą, dalibóg!, nie można się pogodzić. Niewinne podcięcie końcówek czarno wróżyć będzie ból, ba!, krwawą egzekucję i niechybną śmierć. A jeśli wtedy, nawet wtedy i pomimo wszystko, poczujesz zew zmiany wizerunku, uważaj desperacie!, bo czeka Cię ciężka walka nie tylko z zatrutymi myślami, ale i z osobami trzecimi - długich włosów poplecznikami – z całym sztabem znajomych i przyjaciół, brygadą wyposażoną w natrętne wersy o pięknie i krasie długich włosów i o żalu, jaki Cię niechybnie ogarnie po wyswobodzeniu się spod tego, jakże przecież słodkiego i kobiecego, jarzma.   

Nie składaj jednak broni!

Im dłuższe włosy, tym więzy silniejsze. Im bardziej z nimi czujesz się bezpiecznie i pewnie, tym trudniej o rozstanie. Ale rozstanie jest konieczne, bo nie można wieszać swego życia na włosku. Choćby nie wiem, jak bardzo był długi, mocny i błyszczący - trzeba stanowczo tupnąć i przeciąć to chomąto z keratyny;)…

…i po powrocie z wakacji mieć oczy bardziej modre i usta bardziej gorące i włosy o 15 centymetrów krótsze…

Czekam na sowitą nagrodę za mą odważnie ściętą głowę

:)

czwartek, 5 sierpnia 2010

urlop czas zacząć

koniec szczodrości. Już możecie schować łapczywe ręce. Precz! Gest zdecydowanie zawężam:))) i teraz wydaję czas ostrożnie i na palcach i przez palce (ściśnięte skąpstwem:) Większa część bogactwa mego wyciecze w górach, w które za chwilę wybywam. Tam wytarzam się na łonie natury; obtoczę spokojem, piachem, listowiem, beztroską, darnią i pogodą ducha…

choć Wam w głowie się nie mieści, o ludzie małej wiary!,

bym się w warunkach spartańskich szlajała pod krzakami:)))

Będzie się działo!

A jak wrócę, dam ciała giętkości dowód

i lekko swym czołem dotknę palców u nóg;)))

HOWGH!

 

Do miłego!

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

O tym, jak o mały włos

Zadanie było proste. Wydrukować adres na kopercie.

- Och, panienko, bardzo proszę, do jednego z dyrektorów PGNiS.

- Dobrze, panie szefie, koperta, i to tylko jedna, nie ma sprawy, koperty drukuję, nie wyszłam jeszcze z wprawy, mogę jednym palcem, mogę nawet nogą, będzie śliczna koperta, daję moje słowo.

I zasiadła panienka do pracy, adres napisała, kopertę wysmyczyła, rutynowo - raz jeszcze adres obaczyła, i się zmiarkowała, zdębiała, roześmiała, ze śmiechu trochę sobie popłakała. Potem przekleństwo w ustach zmełła, autokorektę w dupę kopnęła, adres szybko poprawiła, drukarkę raz jeszcze wydoiła, błędną kopertę raz dwa spaliła, kosz jej prochami uświęciła i w ciszy się zastanowiła: 

co - by – było – gdyby TEN PAN,

ten jakiś tam PA-RA-RAM-PAM-PAM,

dostał zaadresowany list

na, CYTUJĘ: „Dyrektor Penis”?

sic!

:)

PS.: Ale i tak źle było, i tak gazem do poprawki koperta iść musiała

- bo panienko kochana, (się potem okazało, że) to PGNiG być miało.