Zadanie było proste. Wydrukować adres na kopercie.
- Och, panienko, bardzo proszę, do jednego z dyrektorów PGNiS.
- Dobrze, panie szefie, koperta, i to tylko jedna, nie ma sprawy, koperty drukuję, nie wyszłam jeszcze z wprawy, mogę jednym palcem, mogę nawet nogą, będzie śliczna koperta, daję moje słowo.
I zasiadła panienka do pracy, adres napisała, kopertę wysmyczyła, rutynowo - raz jeszcze adres obaczyła, i się zmiarkowała, zdębiała, roześmiała, ze śmiechu trochę sobie popłakała. Potem przekleństwo w ustach zmełła, autokorektę w dupę kopnęła, adres szybko poprawiła, drukarkę raz jeszcze wydoiła, błędną kopertę raz dwa spaliła, kosz jej prochami uświęciła i w ciszy się zastanowiła:
co - by – było – gdyby TEN PAN,
ten jakiś tam PA-RA-RAM-PAM-PAM,
dostał zaadresowany list
na, CYTUJĘ: „Dyrektor Penis”?
sic!
:)
PS.: Ale i tak źle było, i tak gazem do poprawki koperta iść musiała
- bo panienko kochana, (się potem okazało, że) to PGNiG być miało.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.