Może chciał wywietrzyć biuro przed przerwą
świąteczną?
Otworzył okno, wyszedł na chwilę do pokoju
obok, ale potem szybko zrobiło się późno, trzeba było wyjść, czas naglił, a tu
szalik, tu czapka, teczka, telefon… i zapomniał zamknąć. Albo może
zamknął, ale w pośpiechu niedokładnie. Bo tu telefon, tu cholerna czapka,
teczka i nie przytrzymał dobrze, nie docisnął i poszedł do domu.
Tak, czy siak, podczas przerwy świątecznej
okno musiało być szeroko otwarte. A dzięki wnikliwej nieuwadze sprzątaczki,
wyczerpującemu lenistwu portiera i gruntownej bezczynności ochroniarza sytuacja
nie zmieniła się ni na jotę aż do nowego roku.
W biurze tymczasem zagościł i wiatr i mróz
i śnieg i deszcz. Kaloryfery nie zniosły bezpośredniego ataku i pękły. Sprzęty,
papiery, szafy zostały zalane. A następnie wszystko ściął lód. W takim stanie w
styczniu zastało swój służbowy pokój owo nieuważne i beztroskie –
nieznane mi - indywiduum.
"Temat: Ważny komunikat
W związku z
okresem zimowym, Dział Gospodarczy przypomina o sprawdzeniu, przed wyjściem z
pracy, czy wszystkie okna są szczelnie zamknięte w pomieszczeniach, w których
Państwo przebywacie lub nimi zarządzacie.
W wyniku silnego mrozu
i porywistego wiatru, możliwe jest otwarcie niedomkniętych okien, pęknięcie
kaloryferów wskutek różnicy temperatur i zalanie pomieszczeń.
Prosimy zachować
czujność i odpowiedzialność za powierzone mienie"
……Przejęliśmy się i, dalibóg!, staramy się, jak możemy, odpowiedzieć na to dramatyczne wezwanie solidnym, weń wskazanym, czynem. Dzielnie bronimy biura przed zimą, choć pilne czuwanie nad oknami rozprasza nas i odciąga od innych, nie mniej ważkich, zadań.
W drodze do toalety zastanawiamy się, czy aby na pewno okna są zamknięte; wychodzimy z pracy też tylko z tą jedną niepewną myślą, która zmusza nas do niekończących się weryfikacji - Co, zwłaszcza dla kogoś (ekhm), kto pracuje na 6 piętrze, a z powodu lekkiej klaustrofobii nie jeździ sfatygowaną i kapryśną windą - jest cokolwiek męczące (choć uda rzeźbiące).
Nerwica pożera nam żołądki, a bezsenność rozsądek. W nocy budzi nas dźwięk trzaskającego niedomkniętego służbowego okna; prześladuje nas stukot futryny, z którą radośnie romansuje wiatr; wzdrygamy się, słysząc chlupotanie deszczu i bledniemy, gdy prognozy mówią o silnych mrozach.
Ale mimo to, Moi Mili, nie tracimy ducha i wciąż jesteśmy w stanie pogotowia. Mamy oczy szeroko otwarte na okna szczelnie zamknięte. Powołujemy dyżury, gdyż (jak bystro wykoncypowaliśmy) zbiorowe dmuchanie na zimne mogłoby również wytworzyć niepożądaną różnicę temperatur i doprowadzić do kolejnego nieszczęścia.
I choć nie ustajemy w działaniach i
organizujemy się wciąż lepiej i na nowo, to jednak i w gruncie rzeczy, nie same
okna spędzają nam sen z powiek, ale towarzysząca im myśl, TA STRASZNA MYŚL, że za
chwilę zostaniemy zobligowani kolejnym WAŻNYM
KOMUNIKATEM do podjęcia
dalszych skrzętnych gospodarskich kroków i przyjdzie nam pamiętać TEŻ o
spłukiwaniu wody w toaletach, zamykaniu klap, zakręcaniu kranu, wyłączaniu
światła w opuszczanych pomieszczeniach, …
… i o zamykaniu (szczelnym!) drzwi.
To doprawdy pozbawia nas sił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.