wtorek, 25 października 2011

Miss Hyde



Moje złe skłonności pięknie ewaluują.
I oto dziś w tramwaju podsiadłam* zakonnicę, zgodnie ze staropolskim powiedzeniem: kto rychlej do siedziska podejdzie – ten pierwszy na nim zasiędzie:)))

Ubiegłam ją - hahaahha – a to dopiero początek, bo niedługo
nawet gdy nade mną od staruszek się zakłębi
- żadna z nich ode mnie miejsca nie wydębi :)
rzekłam!

*) wysoce poprawny ortograficznie program moje „poDsiadłam” skorygował na "POSIADŁAM”, ale oczywiście aż takiej rewelacji do ogłoszenia tu nie mam:))) A to uświadamia mi, że mnóstwo pracy przede mną, bo do prawdziwego zła jeszcze mi daleko, daleko…

a tymczasem tuż tuż za miedzą....
Kolega wierci dziury w pokoju obok. Wierci wiertarką. Czyli. Powiedzmy to sobie wprost. Oprócz dziur - robi hałas. Hałas przez duże H. Przed rozpoczęciem działań wojennych włączył sobie muzykę, a następnie w jej rytmie zaatakował ścianę. Ja w czasie tej walki nie usłyszałam osiołka krzyczącego wprost w me ucho, dzwonka telefonu, ani żadnego innego dźwięku biurowego. Dlatego opadła mi szczęka, gdy przed chwilą (gdy już trzęsło się absolutnie wszystko) kolega zrobił sobie przerwę, podszedł do odtwarzacza i nastawił kolejną muzykę. ALE ŻEBY BYŁO JASNE. Zrobił sobie przerwę, gdyż (poprzez szczęk zbroi i huk broni:) USŁYSZAŁ, że poprzednia muzyka się skończyła. POWAŻNIE. Nie. Nie powiedział mi tego, ale to wynika niezbicie z jego dalszych poczynań. Mianowicie. Po nastrojeniu nowej nuty NATYCHMIAST powrócił do zaniechanych wierceń (sic!).

Jestem ogłuszona (wierceniem i) doznanym wrażeniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.