wtorek, 18 października 2011

Ring finger

Wczoraj w tramwaju spędziłam dłuższą chwilę z anglojęzycznymi studentami.
In a nutshell: all the things they were talking about, were "so funny". Polski taksówkarz, polska koleżanka, polski profesor, polskie tramwaje... O czymkolwiek by nie rozmawiali, wszystko było funny

tylko mi nie było do śmiechu,
bo wśród tych okrągłych słów
zdjęła mnie lekka trwoga,
jak zawsze, gdy słyszę obcą mowę
i gdy coś rzec I have to
boli mnie język
boli mnie gardło
a głowę mą jakby ktoś włożył w imadło...
lecz choćby nie wiem jak długo ją ściskał
nic nie wyciśnie
- taki to jest strach.:)

Ale, jak się wczoraj okazało, nie tylko dla mnie język obcy ma wielkie, ostre zębiska i oczy bazyliszka. Otóż tłum pasażerów jak na komendę rozstępował się przed tymi Mojżeszami. Gładko i bez szemrania. Niczym skóra na opuszku palca mego serdecznego przed nożem. A’propos:) Powitajmy mą skatowaną dłoń. Dziękuję za takie atrakcje. Teraz (niczym księżniczka przesiąknięta odrazą do tego, co nie ze złota) chwytam wszystko tylko w dwa palce, kciuk i wskazujący, przez co każda rzecz, która między nie trafia, może się poczuć jak najgorsza szmata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.