poniedziałek, 15 czerwca 2015

niewiele muzyki - mrowie retoryki

Niniejszym pozwalam sobie ogłosić, iż
opolski Festiwal Polskiej Piosenki
stał się festiwalem nużącej konferansjerki.
W Operze Leśnej* zakrólowało słowo żywe, ACZKOLWIEK niezbyt ono było rozśpiewane, ani niezbyt roztańczone, bo zainstalowane w (sztywnej pozie…) wielogodzinnej prozie.

Statuetkę super męczyduszy festiwalu otrzymuje ode mnie Pan Artur A. Gratuluję! (proszę wybaczyć lapidarność powinszowania, ale gdzież mi tam do Pana!)
Muszę uczciwie zaznaczyć, że konkurencja była silna, bo i rywali wielu, i wszyscy w gębie mocni. Wybór naprawdę trudny, bo tuż, tuż za plecami Pana A.A. dzielnie o nagrodę walczyła cała plejada Przewspaniałych Prowadzących, którzy to pierwszorzędnie przewlekle przemawiali, o dawnych czasach bajali i sążniście każdemu gratulowali.

A gdy jakiś niesforny melodyjny dźwięk w eterze zabrzmiał, zaraz zza pazuchy czujnego zapowiadacza wyskakiwała pierwsza lepsza dygresja, która nutę skutecznie kneblowała tak, że ta nie zdążyła dobrze wybrzmieć, a już była przez publikę zapomniana.
  
Wypleciona (gęstym grubym splotem anegdot i dykteryjek) narracja skutecznie przesłoniła i w zarodku zdusiła
wszelką muzykę i śpiew 
ostał się ino ziew.


2 komentarze:

  1. Eee, a Opera Leśna to nie w Sopocie jest? Prosimy o sprostowanie, bo wpis to chyba jednak o Opolu? :o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rzesz… faktycznie.
      Tak, to o Opolu, Wredny Bracholu:))) Zasugerowałam się tymi hulającymi po scenie AMFITEATRU dłużyznami…
      mydlanymi operami ….:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.