W tramwaju nie można spać. Dziś dokonałam tego odkrycia i od dziś zrywam
z tym przyjemnym zwyczajem, którego celebrację rozpoczynałam natychmiast, jak tylko rano w tramwaju zasiadałam.
Nie znasz dnia, ani godziny, kiedy Twój tramwaj (znudzony jednostajnością
swej pracy, w poszukiwaniu nowych wrażeń i krajobrazów) porzuci swą trasę i
uprowadzi Cię na manowce.
Motorniczy zorientował się na rondzie, w połowie nieszczęsnego manewru, że
jednak obrał nie ten kierunek jazdy, który obrać był winien (nam!) .
Otrzeźwiła go chyba nerwowa wibracja pojazdu, gdyż pasażerowie zauważywszy
błędny skręt, zerwali się na równe nogi, a co niektórzy (bardziej zażywni) wprowadzili
w ruch ręce i usta, stukając do kabiny kapitana i pytając donośnie co (do
cholery!)on robi? A on – kapitan - w
tamtej chwili zapewne pożałował, że nie dowodzi furą pełną ziemniaków
(cierpliwych i milczących), albo, że nie siedzi na czele pociągu w metrze (bez
zbędnych rozgałęzień, najlepiej w Warszawie).
Gdy w/w refleksje (o nigdy nie obranych, a przyjemniejszych i spokojniejszych, ścieżkach kariery zawodowej) przykro wybrzmiały mu w głowie, włączył mikrofon i bełkotliwie poinformował nas o przestawionej zwrotnicy i oznajmił,
że dalsza podróż powiedzie na Franowo.
Nowo obrany cel nie wzbudził wśród podróżnych entuzjazmu.
Być może dlatego, że w przeciwieństwie do niego- motorniczego, nie mieliśmy pod ręką swojego
miejsca pracy, byśmy mogli, jako i on (ciągle mowa o motorniczym), dać
się porwać tej spontanicznej zmianie planów. A że różnicę między Franowem a
Miłostowem dostrzegliśmy natychmiast gołym acz zaspanym okiem - w trymiga
opróżniliśmy tramwaj z naszych ciał, galopem ruszając w pościg za innym
środkiem transportu, jadącym najlepiej w przeciwną stronę.
Cudowny, rześki poranek.
Dziś wyraźniej czuję, że blog mi butwieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.