Poniósłszy
klęskę na poziomie parteru, myszy uniosły się (honorem) i przeniosły do
apartamentu piętro wyżej. Niskie poddasze, przez nas wzgardzone, bez oporu
przyjęło je w swe szerokie i ciepłe przestrzenie.
Nowe
sąsiedztwo nie robi tajemnicy z nieprawnego zajęcia lokalu. Bezczelnie kłuje
nasze uszy swą obecnością i gromko się urządza. Urządza się nieustająco. I
urządzić się nie może. Zdaje się, że panuje wśród nich dość głęboki rozłam i
daleko im do porozumienia w sprawie wystroju zawłaszczonego wnętrza.
Szurgotaniu
końca nie ma.
Meblowanie
rozpoczynają zazwyczaj w godzinach wieczornych i jeszcze dobrze po północy
dręczą nas swoimi energicznymi działaniami.
Dochodzące
z góry dźwięki dały mi już dość dokładnie poznać ich gusta. Otóż szemrani
sąsiedzi zdają się stawiać na solidną formę. Donośne drapanie i szuranie
dowodzi niezbicie, że lubują się w ciężkich kredensach, masywnych stołach i
pokaźnych komodach…więc sami rozumiecie, jak bardzo moją bezsenność karmi ich
nieumiejętność zainstalowania się i brak jednomyszlności:), co do aranżacji
lokum.
Na
domiar złego moja wyobraźnia też się rzuca na te odgłosy, jakby z dawien dawna
nic w ustach nie miała.
I zdarza się,
że tymi dźwiękami tak brzuch sobie wymości,
Że ma biedna głowa do rana miast snu
tylko myszy gości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.