niedziela, 28 czerwca 2015

Poniedziałkowy strajk odwołany!

Poniedziałkowy strajk odwołany!

- krzyczą Przewozy Regionalne na fejsbuku.

Pod (dworcową) latarnią najciemniej (wiadomo! żarówki zawsze wybite!). Jakie to szczęście, że wystaję w jej cieniu każdego ranka i popołudnia. O strajku dowiedziałam się tak późno, że nim jakikolwiek neuron zdecydował się rozdrażnić mój lichy układ nerwowy, podając tę wieść dalej - protest odwołano.   

To oczywiście słuszna decyzja, tym bardziej, że przecież kolej strajkowała po włosku tydzień temu w piątek, na mojej trasie. UMÓWMY SIĘ, jeśli podróż na odległość, cytując za biletem: 36 km trwa ponad 3 godziny, to każdy podróżny, nawet ten, którego znajomość języka romańskiego zaczyna i kończy się na buongiorno, zrozumie tak rozwlekłe wystąpienie.
  .
No ale puśćmy to w niepamięć. W końcu jesteśmy wielkoduszni. Lubimy Włochy. A pociąg jest nam niezbędnym narzędziem pracy codziennej i w dodatku jutro mężnie wyjedzie z garażu na tory i to, jak szumnie zapowiadają Przewozy, „zgodnie z rozkładem jazdy”

Nie do końca rozumiem tę ostatnią kłamliwą deklarację, ale i to szachrajskie zagranie puszczam mimo uszu i odprawiam tego szulera, miłosiernym kołataniem w konfesjonał, bo w końcu są inne poważniejsze problemy na świecie, jak na przykład ten, że w czerwcu, w jednym z najdłuższych dni w roku, o godzinie przedpołudniowej, w domu ciągle panuje listopadowy mrok.

„Lato, lato, lato czeka…”
Tylko nikt nie wie gdzie. Za którym wegłem? w której uliczce? i na co? NA CO ono tak czeka?

Na pociąg?

Jako stary gracz, wiecznie tkwiący w fazie strat, wietrzę problem.
Bo wprawdzie, jutro „pociągi Przewozów Regionalnych wyjadą na trasy zgodnie z rozkładem jazdy.” JEDNAKOWOŻ, czy aby zgodnie z rozkładem na miejsce dotrą?

Tego, nawet te kolejowe zbóje, obiecywać się nie ważą.





2 komentarze:

  1. A bo to jest tak, że Przewozy doskonale wiedzą, jak jest z koleją i pociągami. A jak jest? Ano tak, że to wielki, potężny i nieogarniony żywioł. Można o określonej godzinie otworzyć śluzy parowozowni i depo, wypuszczając na tory rozszalałe (z ochoty podróży) żelazne rumaki, ale nikt nie gwarantuje, iż dotrą one do miejsca przeznaczenia o równie określonej porze. W zasadzie nikt nie jest w stanie zagwarantować, że dotrą one dokądkolwiek, bo na rozszalały żywioł nie ma mocnych. I może to lepiej, bo nie od dzisiaj wiadomo, że przyroda zostawiona sama sobie działa lepiej, niż sterowana przez człowieka. Może by już nie zaganiać lokomotyw z falującymi ogonami wagonowymi do zajezdni? Niech krążą, jeżdżą, kursują - za czas jakiś ustatkują się na tyle, że można będzie przewidywać ich zachowanie, jak przewiduje się pławy morza. No co, zły pomysł? :o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dobry, dobry, ale ma wadę: wymaga sporo czasu... a mi z kolei (!;) się marzy takie wędzidło, które pomoże mi okiełznać choć jednego, jako rzekłeś, rumaka już teraz... żebym miała swojego Tornado:) zawsze pod oknem, gotowego na jeden mój gwizd...
      ech… a tymczasem i na razie to ja na gwizd bany usłużnie lecę:) to pa!

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.