czwartek, 27 sierpnia 2015

o zmaganiach


Byłam gotowa w każdej chwili rzucić się na wroga. Przewidywałam, że z końcem urlopu, bez próby negocjacji, o świcie zaatakuje mnie budzik. Byłam czujna. Całą noc mocno i kurczowo trzymałam się tarczy poduszki. Nie zwalniałam uścisku ani na chwilę.  

Niestety wpadłam w zasadzkę.
Zegar spacyfikowałam ledwo uderzył na alarm, ledwo się na mnie wskazówką zamachnął…
lecz Rozsądku (o Brutusie!), który zaszedł mnie od tyłu, jasiek zdusić już nie zdołał.

Ale wstydu nie ma!

Zeszłam z pola walki o własnych siłach
Z dumnie podniesioną głową
Z poharatanym licem,
Z którego wyzierał wielki gniew
I wyraźny pościelowy szew.   
:)

Imponująca blizna. 
...

Urlopowe lenistwo, tak ociężałe i lepkie, miast wlec się powolutku i sennie - nim się spostrzegłam bezczelnie czmychnęło mi przed nosem.

Nogi za pas wzięła również mysz,
autor: Ladaco

która hasa teraz po kątach komnat królestwa niebieskiego.  I zapewne chwali sobie tę przeprowadzkę, bo nowi gospodarze słyną przecie ze świętej cierpliwości.
Żeby temat definitywnie zakończyć, napomknę tylko delikatnie, iż:
„Boże igrzysko” ledwie napoczęte
nie pokrzepiło naszej amazonki (sic!).
Projektanci wymyślnych a nieskutecznych pułapek i autorzy odstręczających ofiarę trutek powinni udać się na korepetycje do Pana Profesora Normana Davisa. Polecam.

No i to by było tyle na powitanie.
Dzień się skraca
Czeka praca
Ja mam kaca.

:)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.