czwartek, 29 lipca 2010

Notka fizjologiczna, chyba

W nie klimatyzowanej pracy posłusznie spełniam toasty wodą, nieustająco i szklankami, na pohybel skwarowi i ku pokrzepieniu, strudzonego brakiem przepływu powietrza, serca. A po suto zakrapianej robocie, po ośmiogodzinnej libacji, maszeruję dzielnie Dworcową do domu.

Zdążam na pociąg krokiem, którego zwykłą pewność i naturalną (a właśnie, że tak!) dziarskość tamuje po brzegi wypełniony pęcherz moczowy. Idąc delikatnym krokiem tancerki, ostrożnie przebierając nogami, by nie uronić ani kropli (bo nie wszystko złoto, co.), sunąc menuetem, żeby honorowo i godnie, przesuwam nerwowo na mp-trójce wszystkie, co bardziej temperamentne kawałki, bojkotuję je bezlitośnie, żeby przypadkiem automatycznie nie wpaść w szybszy krok z, dalibóg o nie!, pląsem i przytupem. I kiedy już "wicked games" zdają mi się być zbyt dynamiczne, szczęśliwie docieram do oazy publicznej toalety na peronie 4a. Tam walę pięścią w blat i natychmiast nabywam rozkosz siódmego nieba za jedyne dwa złote. Nie zraża mnie gburliwa pani w fartuchu, ani obskurna, rozryta (remont, proszę pani) kabina. Wchodzę. A gdy, uczuciem niezmierzonej ulgi, świętuję to drobne zwycięstwo nad ciałem, dochodzi mnie skoczna muzyczka. O! no proszę, przez chwilę dumam sobie, publiczna paździerzowa toaleta, a dysponuje akompaniamentem i to jeszcze pod klienta, nazwijmy to, gust. Shaggy. Tak. Słucham go, zwłaszcza jak maszeruję. Bo kocim ponętnym krokiem chadza kobieta, w której głowie brzmi "hey sexy lady". Zatem cicho! Shaggy... Shaggy w damskiej toalecie na dworcu w Poznaniu. Upita nabytym za bezcen błogostanem, przechodzę nad tym fenomenem do porządku dziennego i, gdy wychodzę ukontentowana z kabiny, wtóruję ukrytym zmyślnie głośniczkom i naprawdę, i na serio!, zastanawiam się nad tajemniczym miejscem ich instalacji. Myję ręce i do rytmu opuszczam toaletę.

A na peronie automatycznie sięgam do kieszeni spodni, skąd

moje słuchawki witają mnie,

z pełnej piersi gromkim rykiem,

"hey sexy lady".

No hej! I wszystko wiem.

Jestem nierozgarnięta.

Będę głucha.


"Your body's bangin, out of controoooooool!!!

Only you can make me, screaming back for moooooore!!!"

Pfffffffff;)

2 komentarze:

  1. hey...sexy lady! oby "pfff" nie weszło panience w krew! ostrzegan Cię przyjaźnie, jakem kundupanda ;-))

    OdpowiedzUsuń
  2. istnieje takie zagrożenie:)ale co tam, pffff:)

    strasznie się ciesze, że Cię widze, wspomniałam o tym? no to wspominam:)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.