poniedziałek, 6 lipca 2015

Poranna klęska


No to jesteśmy w pracy. Ja i 30 stopni, które zwartą grupą napadły mnie o świcie i z którymi gnieżdżę się tu i teraz, szukając przestrzeni na oddech; Ledwo otworzyłam drzwi pokoju otoczyły mnie ciasnym kręgiem duchoty, którego (pomimo błyskawicznie wytoczonego oręża: spuścić przyłbice! otworzyć okna i drzwi!) w pył obrócić mi się nie udało.
Chwilę wcześniej gratulowałam sobie z racji pokonania wszystkich, co do jednego!, stopni schodów wiodących na moje 6 piętro, a tej, jakże liczebnie skromnej, trzydziestki od Celsjusza rozgromić sił już nie miałam. 
Mimo iż na zewnątrz pogoda zdaje się dziś wyjątkowo sprzyjać przewiewom, mi z odsieczą nie przyszła i przeciągu nie starczyło nawet na zbicie choćby marnej piątki z tej rozpalonej do czerwoności bandy.

Dobrze chociaż, że słońca nie ma (marna to kropla miodu w beczce dziegciu, ale jednak)  
Czyżby i dla niego
za dużo ciepłego?


:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.