czwartek, 28 marca 2013

Spowiedź


Hm...
Po upuszczeniu wątłej strużki cienia z duszy mej czekam na odzew.
Może nie dosłyszał kropki? Dla pewności raz jeszcze wyrażam swój żal.
Cisza.  
No dobra. Wprawdzie nie obrzuciłam konfesjonału żadnymi sensacjami, ale jednak jakaś reakcja byłaby w dobrym tonie. W końcu się otworzyłam. Wyznałam co nieco. No i nie powiem, trochę mnie to kosztowało, więc… Halo, proszę księdza? Jest tam kto?

Zapukałabym, ale W TYM MIEJSCU to jednak jego przywilej. Nie godzi się go okradać. Zresztą przed chwilą zrzuciłam z siebie brzemię zła, nie będę teraz łamać przykazań i brać sobie na barki kolejnych win, zwłaszcza, że do tej pory nie wiem, czy te wcześniejsze zostały mi wybaczone…

Hm…  

No dobra. Trochę mnie jednak niepokoi to milczenie. Już nie chodzi o to, że jest niegrzeczne i całkowicie nie na miejscu! Ale …Może coś mu się tam stało? Czyżby ciężar gatunkowy mych wyznań był znacznie większy niż jeszcze przed chwilą beztrosko przypuszczałam? Mi się zdawało, że rzucam piłeczkami pingpongowymi, tymczasem na niego spadł grad piłek lekarskich… Boże. Przygniotłam go swym rachunkiem sumienia! JezusMaria! Nie wzywaj tego imienia na daremno! O matko, no nie, teraz to jestem zła! Weszłam tu lekko zakurzona, a przez tego milczka wyjdę stąd czarniejsza niż ziemia święta. To naprawdę przesada proszę pana...to jest... księdza! Proszę księdza! Boże.. no nie. Kolejne nadużycie! Nie dość, że przed chwilą przeżywałam gehennę przed konfesjonałem, to jeszcze tutaj teraz na klęczkach taki koszmar… myśl, że za chwilę być może będę musiała powtórzyć cały rytuał pobudza mnie do działania.  
Spoglądam intensywnie poprzez dzielącą nas kratkę. Niestety. Ktoś wpadł na genialny pomysł, by osłonić spowiednika od nędzy grzesznika matową folią, której szczelności w końcu się poddaję i rezygnuję z eksploatacji zmysłu wzroku. Z powrotem odwracam głowę i zaczynam uchem szukać śladów życia po drugiej stronie.
I oto voila! Wreszcie trafiam na cichy głos. Alleluja. I rychło w czas.
Przez małe oczko, w dolnym prawym rogu pilnie osłuchanej kratki, słabym strumieniem sączy się właśnie zadana pokuta.

spijam tę resztkę z zaangażowaniem zapomnianego na parapecie kwiatka.

Czy pomyślałam o tym wszystkim w ciągu dwóch minut? Czy też dopiero po tym czasie?  nie wiem, naprawdę nie wiem, ale od konfesjonału na paluszkach szybko czmycham, coby jakiegoś grzechu ciężkiego przypadkiem się nie nabawić. 

3 komentarze:

  1. A już myślałam, że się spowiadałaś do pustego konfesjonału ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no tak, byłabym do tego zdolna, ale w tym wypadku nawet nie przeszło mi to przez myśl, gdyż i bo: tylu ludzi w kolejce przede mną nie mogło sie mylić:)))))

      Usuń
    2. No wiesz... przypomnij sobie kolejkę przed skrzynką pocztową w "Zmiennikach" :P

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.