piątek, 5 lipca 2013

no to lu!


- Polacy nie dbają o higienę! - grzmią media, którym śmierdzi. A ponieważ, umówmy się, nie ma większego specjalisty w węszeniu, pewnie mają rację

Tak. Nosa media to może i mają, ale empatii - to już za grosz. Bo nikt nie rozważy, że może ludzie chcą, a nie mogą. Że może mają ambicję być schludnymi, ale koniec końców im się nie udaje, gdyż i bo na drodze do odświeżenia ich steranych ciał stoi mnóstwo przeszkód i zdarza się, że do celu nie docierają, zawisnąwszy bezładnie na którejś z nich.

Znam to. Sama nie raz, patrząc na czekające mnie utrudnienia, mam ochotę zrezygnować z wizyty w łazience i dołączyć do szeregu brudasów.

BO musicie wiedzieć, że przed przystąpieniem do kąpieli w moim domu należy wykonać operację na żywym organizmie; operację, której realizacja zapewnia nie tyle komfort się mycia, co w ogóle jakiekolwiek ablucje.
Ponieważ borykamy się z niskim ciśnieniem wody – prysznic u nas to poważne przedsięwzięcie. Nie jakieś hop-siup-zarzucam- ręcznik-na-ramię- i –z-gwizdem-na-ustach-idę-w-każdej-chwili- do- łazienki! OCoToToToNie.
Na prysznic trzeba zasłużyć.
Prysznic to dobro luksusowe.
Wy-zwa-nie lo-gi-sty-czne.

Lista domowych czynności wymagających obecności wody jest długa. Sporządzamy ją skrupulatnie i, nim sięgniemy po mydło, udajemy się na pielgrzymkę. Na mapie mamy wszystkich członków rodziny, u których wypraszamy wodną apatię i hydrauliczną pasywność. NAJWAŻNIEJSZE, by w czasie naszej toalety powstrzymali się od naczyń zmywania, kwiatków podlewania, rąk szorowania, wszelkiego prania, konewek napełniania, owoców opłukiwania… Ogłaszamy wszem i wobec trawiące nas pragnienie utrzymania higieny osobistej na odpowiednim poziomie, czyli jednym słowem dla pozostałych domowników: SUSZĘ.      

Dopełnienie tej procedury powinno nam zagwarantować w godzinie W odpowiednio silny strumień wody i niezawodne działanie bojlera.
POWINNO. Aczkolwiek nie będę ukrywać, iż nie zawsze podjęcie w/o środków zaradczych zabezpiecza nam tak słotny efekt.
Czasem, już u końca drogi do czystości, gdy gustownie ubrani od stóp do głów w pianę, oczekujemy uderzenia o sile wodospadu - na naszą głowę spływa zaledwie kilka kropel niezdolnych do obmycia rąbka paznokcia.
A gdzie tymczasem nasz wartki potok?
Płynie!
tyle że w klozecie obok.

BO ktoś musiał właśnie
(NIECH GO PIORUN TRZAŚNIE!)
skorzystać z toalety.

Bosko!

Liche krople wody mogą uratować człowiekowi życie JEDNAKOWOŻ jeśli miast w zeschnięte na środku pustyni usta wędrowca, spadają one na solidnie zamydloną głowę pod prysznicem - to życie owo niezawodnie zatruwają.

A człowiek czasem (choć mówią, że ta sentencja ma wydźwięk negatywny)
po prostu MUSI się spłukać.
:)

2 komentarze:

  1. :o) No cóż, taka prawda, niestety... Czasem rzeczywiście można się nieprzyjemnie zdziwić, przy czym trudno powiedzieć, czy lepiej dostać po plecach strumieniem lodowatej, nagle nieogrzanej wody, czy też stać w stanie namydlonym z równie nagle milczącą słuchawką prysznicową... ;o)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dlatego właśnie myję się, gdy wszyscy już śpią, chociaż i to bywa zdradliwe, gdy potrzeba wywabi kogoś z sypialni...
    Lekko nie jest... jedyny plus jest taki, że nie mamy wielkiej rodziny :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.