niedziela, 3 listopada 2013

Amory na cmentarzu


W Lizbonie władze samorządowe zorganizowały akcję oprowadzania po cmentarzu w Dzień Zakochanych. Inicjatywa otrzymała tytuł "I nie opuszczę Cię aż do śmierci" i obejmowała zwiedzanie cmentarza w towarzystwie przewodnika snującego opowieści o lizbońskich romansach przy grobach głównych bohaterów tychże… 
[źródło na Wprost]

Ale nie, nie, nie. Nie będzie o miłości w katakumbach, a o pladze, o sekretnym najeździe na ziemię poświęconą.

Na cmentarzu, który odwiedziłam w miniony piątek, rozpleniły się anioły.
Z gliny, gipsu, betonu… niektóre wielkie, jak krasnale ogrodowe, stoją przy nagrobkach, niczym straż poboczna, inne władczo zalegają na płytach.  

Anioły w pozycji śpiącej, aniołki odpoczywające, drzemiące słodko we własnych skrzydłach, aniołki zaspane, przecierające oczka, aniołki zamyślone i rozmarzone, anioły w pozycjach zalotnych, jakby prosto z reklamy bielizny, anioły z trąbkami… wszędzie, gdzie spojrzałam, wszędzie dokąd wzrokiem zawędrowałam -  krągłe, nagie cherubinki …
Oblegają groby, jakby od niechcenia. A jednak to okupacja. One tylko wyglądają, jakby przysiadły i zaraz miały odlecieć. Tak naprawdę jednak cmentarz to pole walki. Wprawdzie chryzantemy nie oddają pola, a i znicze (małe, duże, średnie; białe, żółte i czerwone) wciąż w przewadze i ogień walki w nich płonie:), ALE, nie dajcie się zwieść!, anielska ekspansja trwa. Za rok szala zwycięstwa może się przechylić. Zwłaszcza, że napotkanym przeze mnie aniołom blisko i bliżej do kupidynów. Ani jednego postawnego, surowego anioła. Żadnego rosłego stróża świadomego swych obowiązków …TYLKO tłuściutkie, figlujące dzieciątka ze skrzydełkami i wypiętymi pośladkami. Rzymskie amorki. I gdyby tylko zapalczywy organista nie wyciskał tak energicznie z organów wciąż nowych,ostatnich nut, z pewnością by było słychać ich chichot…(aniołków, nie klawiszy!)
   
Niewątpliwie urosły w siłę. Brakuje im tylko łuku. 
Łuk, załadowany kołczan i, Moi Mili, za rok wróżę im pełny tryumf.
Rzec by można:
Udany podbój
Republiki rzymskiej,
zza grobu.

2 komentarze:

  1. Mnie tym razem ganianie po cmentarzu ominęło, podobnie wysłuchiwanie nerwowego odliczania przy sprawdzaniu mikrofonów, wreszcie też rzewnego głosu kanonika Przybyła, śpiewającego "Dobry Jezu"... Co do aniołków, to cicha ekspansja ma miejsce już od dawna i to na wielu cmentarzach (wiem, bo bywam z racji hobby, że tak prowokacyjnie napiszę ;o))) Niedługo okaże się, że rzeczywiście najbardziej nastrojowo w Walentynki będzie właśnie tam - i światełka romantycznie czerwone, i aniołków watahy zewsząd, i drzewka szumiące, i cisza ze spokojem paradujące pod ramię.

    Cóż, czas umierać, jak mawiał klasyk.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałeś wspomnieć o ławeczkach, małych ławeczkach w sam raz na dwoje…
      "nas dwoje
      nastroje"
      urn roje!:)))

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.