wtorek, 28 stycznia 2014

Mózg elektronowy, czyli nowy program komputerowy.


W tym roku zostałam uszczęśliwiona nowym programem, którego celem ma być usprawnienie mych służbowych działań. Usprawnić znaczy dla mnie to samo, co uczynić lepszym, wygodniejszym, doskonalszym, tudzież szybszym… wdrażany system ma jednak zainstalowany inny słownik synonimów.  Ja myślałam, że on zadziała już za jednym mym oka mrugnięciem, on z kolei się uaktywnia, gdy niezmiernie wiele razy pomnożę jedno kliknięcie. W skrócie: wymaga on klikania, niczym kot głaskania. Kliknięcie to dla niego łyk powietrza. Ażeby działać musi oddychać co rusz, szybko i płytko. Takie zipanie dla mnie nie jest objawem zdrowia, a raczej zbliżającego się zdechnięcia. Wiedziona tą troskliwą myślą, zapytałam jednego z rodziców tego systemu:
- czy pan naprawdę wierzy w ten moduł?
- TAK! i w najdrobniejszy jego szczegół!  

Przez chwilę ta jednoznaczna odpowiedź mnie uspakajała. Teraz jednak, kiedy próbuję samodzielnie rozgryźć ten komputerowy orzech, już wiem, że była ona podyktowana ślepą miłością ojca do dziecka. 

Bo powiedzmy, że mam życzenie wprowadzić do systemu literę „A”. Och, ta moja brawura! Aby to uczynić muszę kliknąć tryliard razy i otworzyć nieprzebrane zastępy okien. Otwarcie na przestrzał Pałacu Buckingham albo Pałacu Zimowego w Petersburgu, w porównaniu do czasu tej operacji, zajęłoby ledwie oka mgnienie.
Po przebrnięciu przez tunel wejść, docieram w końcu do podziemnej celi, w której mogę umieścić moją literę, co czynię, jednocześnie nerwowo szukając wyjścia, bo już doprawdy nie wiem, gdzie jestem, a wizja czekającego na powierzchni całego alfabetu odbiera mi siły. Zaczynam żałować, że żadne z uchylonych okien nie ma parapetu. Zaraz bym z rozpaczy zeń skoczyła w tę durną pełną przeciągów informatyczną przestrzeń.

Choć, jak znam życie, w tym świecie nie ma nawet porządnego bruku, o który można by się elegancko roztrzaskać.

A zresztą,
czy aby na pewno chcesz się roztrzaskać?
Jeśli wciśniesz TAK  - z pewnością złamiesz kark.

Mhm… naprawdę?! To może rzeczywiście tymczasem się wstrzymajmy i połammy sobie głowę nad instrukcją obsługi, w której od pierwszego zdania autor szeroko rozpisuje się na temat możliwości wyboru, jakie daje nam ten świetny program. Przez wszystkie strony zgłębia on ten temat i wymienia przeróżne opcje wejść i wyjść. Podkreśla uważnie wszelkie dane użytkownikowi ewentualności i kryjące się za nimi konsekwencje.  Nie zostawia ani krztyny miejsca na domysły i szansy do wyciągnięcia wniosków czytelnikowi nie daje. WSZYSTKO jest tam wyjaśnione. Jest tam tak bardzo jasno od wyjaśnień, że od tych jasności oślepnąć można.    

Akcja tego dramatu toczy się przez kilkadziesiąt stron dość zawile i mniej więcej w tym tonie:

Jeśli na tym etapie powiesz TAK, to znaczy, że wyrażasz zgodę, twoja odpowiedź nabiera wydźwięku aprobującego; może byłoby przesadą powiedzieć, że staje się ona pochlebna, czy pochwalna, JEDNAKOWOŻ pewnym być możesz, że jest twierdząca. Jeśli zdarzy ci się to przy kościelnym ołtarzu – być może jesteś już mężem/żoną (niewłaściwe skreślić). Dlatego sprawdź, gdzie teraz jesteś? rozejrzyj się! Nie ma ołtarza?! To dobrze!, ale czy czasem w pobliżu nie czai się urzędnik USC?!!! Nie?! NA PEWNO?! Siedzisz w pracy przy służbowym komputerze? Are you sure? ARE YOU REALLY, REALLY SURE? Jeśli w takich okolicznościach wcisnąłeś TAK, to znaczy, że potwierdziłeś ostrzeżenie o nie zaufanym certyfikacie…
Przy tym powiadomieniu możesz też EWENTUALNIE zaznaczyć opcję „nie wyświetlania tego komunikatu przy kolejnym połączeniu” i wcisnąć ponownie TAK. Jeśli zostanie zaznaczona opcja „nie wyświetlaj tego komunikatu przy kolejnym połączeniu”, WÓWCZAS
okno nie będzie wyświetlane przy kolejnym połączeniu. (ojej!)

Te wszystkie uwagi i liczne wskazówki
o następstwach rodzących kolejne skutki
spłodziły jedną myśl. Weźmy ją pod lupę:
niech mnie oni wszyscy POCAŁUJĄ W DUPĘ!

Lecz
czy na pewno chcesz, by cię pocałowali w dupę?
WARNINIG!
Czy jesteś gotowa obnażyć się publicznie?!
Po tej lekturze, coś czuję, że już chyba
z gołym tyłkiem czułabym się mniej idiotycznie!

2 komentarze:

  1. Ale to chyba nie El Bobasso jest TFUrcą tego ustrojstwa? Bo sądząc z opisu, to zupełnie jego klimaty ;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. poniekąd, on zdaje się pełni rolę konsultanta, czy …łącznika, albo nawet więcej: jest kimś na kształt eksperta:)bo to na kanwie jego programu (który dziś wspominam z nostalgią:) – stworzono ów nowy…

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.