Skończyła się doroczna zabawa w wojnę i nastała cisza. Wyczerpani żołnierze jeszcze śpią, a nad nimi unosi się zapach prochu i muzyka Straussa:)))) Jak miło.
Nowy rok to dobry czas, by odkryć, że się nigdy nie widziało „Supermana”, i że całą swoją wiedzę o nim czerpało się tylko z drugiej części tego filmu. Pierwsza zaś cierpliwie czekała na mnie do dziś. Albo. Z moją pamięcią naprawdę jest słabo.
Ciekawe, czy taki Superman umiałby pokonać mój katar? Czy dałby radę udrożnić mój nos, gdzieś pomiędzy schwytaniem rakiety, wstrzymaniem trzęsienia ziemi, a uratowaniem kotka uwięzionego na drzewie? Czy też wykonanie tego zadania jest poza jego zasięgiem? Bo, że moje ku temu zdolności są zbyt liche, to i owszem, wiadomo już prawie-że-na-pewno. Niestety. Trochę podupadam na duchu. W przeciwieństwie do infekcji, która zdaje się wykorzystała wczorajsze zamieszanie, przeszeregowała swe oddziały i teraz atakuje mnie ze zdwojoną siłą. Czuję wyraźnie, że niedługo miast po raz 354657 unieść chusteczkę do nosa, zamacham nią w geście poddania. Kto wie? Być może polegnę zaraz, już za chwilę, nad pięknym modrym Dunajem…? Ponieść klęskę w tak malowniczych okolicznościach to doprawdy zaszczyt… do kroćset fur beczek!!!! kicham na takie zaszczyty!
- cześć smarkaczu!
- i nawzajem - odparł nowonarodzony rok.
- obyś był dla mnie łaskawszy przez resztę swoich dni, Ty Mały Bezczelny Draniu!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.