Długo nie działo się nic. Po czym nagle. Iskry spod kopyta i u steru stanęło ono. Wielkie. Olbrzymie. Gargantuiczne. Z łapami krwią splamionymi. Tempo budowy dworca poznańskiego.
Rozwinięta prędkość zapiera dech w piersiach. I poniższy film ogląda się. I jest się pod wrażeniem. No ale. W mojej głowie już grzechocą przeróżne śrubki, śrubeczki, nakrętki i pręty…drzemiące pod ogonem rozanielonego diabła. Taka śrubka ma wysokie poczucie własnej wartości. Jest harda i wie, że jej udział w budowie jest niebagatelny, i że, choć nie gra ona roli tytułowej, sztuka bez jej udziału okaże się szmirą, a najbardziej misternie wyglądająca konstrukcja - nic nie wartym truchłem.
Poprzez zawrotne tempo panujące na dworcu widzę niejedną taką zapomnianą śrubkę. Widzę ich całe kopce. Hałdy! Choć oczywiście mam nadzieję, że się mylę, że to tylko wyobraźnia, albo wzrok mnie oszukuje. To bardzo możliwe. Bardzo, ale niestety tak samo, jak i to, że w tym szalonym galopie łatwo stracić z oczu nie tylko śrubkę, ale nawet zagajnik słupów. Obrazy umykają i rozmywają się, jak te za oknem pędzącego samochodu.
No ale obym się myliła.
Oby nigdy żadna zagubiona śrubka nie musiała dowodzić swej istotności, wytaczając bezsporne argumenty wprost na głowy pasażerów.
Fiu, fiu... Jaki profesjonalny filmik. Aż można pomyśleć, że praca wre! :D Muszę pojechać i zobaczyć, bo jak się na to patrzy przy świetle dziennym, to jakoś inaczej wygląda :D
OdpowiedzUsuńWre, wre… że aż furczy:))))) Wyścig trwa. Oby tylko jakość wykonania, której najbardziej kibicuję, nie została daleko w tyle:)))))))
OdpowiedzUsuń