czwartek, 15 września 2011

komunikacja (tym razem nie miejska)

za każdym razem, gdy chce mi przekazać jakąś informację, dobywa z siebie przeraźliwe piski. Doprowadza mnie tym do szału, zwłaszcza, że wieści ma sporo i co chwilę, skrzecząc wysokim tonem, bombarduje mnie jakąś rewelacją. A to obwieszcza, że właśnie zaczyna pracę, a to że właśnie ją z sukcesem kończy, że coś zostawiłam na jego blacie, że nie podałam mu kartek, że nie dałam znać o jaki format chodzi, że nie domknęłam jakiejś szuflady, że klapy nie opuściłam, czegoś mu nie załadowałam, że o jakichś parametrach zapomniałam… A jak zdarzy mu się zadławić – stawia na nogi cały dział. Każdy szczegół jego działalności musi zostać nagłośniony, ogłoszony wszem wobec i każdemu z osobna.

Ten hałas jednak nie zagłusza mej tęsknoty za jego poprzednikiem. Wręcz przeciwnie. Z każdym pełnym pretensji dźwiękiem to nostalgiczne uczucie narasta. Z łezką w oku wspominam tamto, stare ksero. Tak czarownie dyskretne w obsłudze.
Współpracowaliśmy bezgłośnie.
Obrazki na jego wyświetlaczu i rozszyfrowujące je w mig moje oczy.
Pełna harmonia.
Symbioza.
Balans.

królestwo dla tego, kto zaknebluje mi to superhipernowoczesne ksero!!! (i udrożni miejskie drogi:)))))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.