poniedziałek, 2 stycznia 2012

Będzie długo. Będę truć.

Tak. Owszem. To przeciągające się zimowe ciepło jest nieco zadziwiające.
Nie tak dawno zresztą, bo DZIŚ (gdy, po tygodniu kamiennej obecności w domu, obowiązki służbowe wyciągnęły mnie na świeże powietrze) poranna temperatura zaskoczyła mnie, że ojej. Ojej! Jak ciepło!

Tak. I owszem. To ciepło może zastanawiać. Hm. JEDNAKOWOŻ wysoki, jak na te miesiące, słupek rtęci nie spędza mi snu z powiek. Zaprząta wprawdzie głowę codziennie, ale tylko chwilę niezbędną do wymyślenia kreacji adekwatnej do panującej aury.

Tak. Jest styczeń, a mimo to wciąż jest ciepło. Rozumiem. Można sobie czasem podumać nad tą obserwacją, ale, dalibóg, irytuje mnie NIEMOŻEBNIE całodobowe roztrząsanie tego tematu w mediach, i nie tylko. Czy już naprawdę nie można podać prognozy pogody treściwie i konkretnie? Będzie tak, siak i owak. Do widzenia. Bez kwękania o aberracjach, anomaliach i wynaturzeniach, a zwłaszcza bez regularnego skomlenia o mróz i śnieg. Te ostatnie jęki uderzają w najczulszą strunę mego nerwu. A najgorsze jest to, że niełatwo przed tym umknąć. Bo jeśli nie pan synoptyk, to pan dziennikarz, jeśli nie pan dziennikarz, to sąsiadka, jeśli nie sąsiadka, to kolega z pracy, jeśli nie kolega z pracy, to siedzący obok podróżny…

Wszystkich dręczy okrutna tęsknica za prawdziwą zimą, taką z krwi (ściętej mrozem) i kości (z lodu).

Tymczasem dla mnie to, co za oknem, jest inne, ale zdecydowanie lepsze. Każdy kolejny ciepły dzień daje mi w prezencie w-miarę-sprawną komunikację, która w tym pięknym kraju jest darem nie do przecenienia. Dlatego jestem wdzięczna tegorocznej zimie za egzotyczne oblicze i raduje mnie wielce jej ekstrawagancja. I uważam, TERAZ BĘDZIE APEL, że jeśli kogoś naprawdę uwiera i do krwi rani ta poczciwa pogoda, to niech jedzie odwiedzić śnieg w miejscu jego zamieszkania, miast wysyłać doń rozliczne błagania i zaproszenia. Bo za chwilę on rzeczywiście zdecyduje się łaskawie zstąpić do nas z wizytą. A przecież znamy go nie od dziś i wiemy, że jak już się zwali tu ze swymi tobołami, to gościć się będzie bez umiaru, jak to ma w swym niegrzecznym zwyczaju… Tak. A wtedy to ja zacznę dokuczliwie marudzić i biadolić:)))). Tak. Wiem.

Na razie jednak, zaprawdę powiadam Wam, to Wy się miarkujcie i przestańcie w końcu miauczeć o ten parszywy opad.
Nie bądźcie dziećmi:)
Teraz jest mój czas i mi go nie psujcie.
A jak w końcu spadnie Wasz ukochany,
to obiecuję:
postaram się hamować z inwektywami.

2 komentarze:

  1. Ja już od dawna mówię o tym, że prognozy pogody są bez sensu. :) Ja tam nie słucham już od dawien dawna i dobrze na tym wychodzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj tam B. :)ja też się staram nie słuchać, ale czasem po prostu nie idzie...albo idzie, ale pod górke i po grudzie:/

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.