Są wytworne, wykwintne, no i balowe
ślubne, poranne i wieczorowe…
są brzydkie i są śliczne,
i są, że się wyrażę,
toalety publiczne.
Na ścianach starego dworca w
Poznaniu zawisły plakaty o treści:
Poznań NOWY Główny
Zaprasza do zaskakujących, pachnących,
wesołych toalet w budynku nowego dworca.
Tablice te każą mi
przypuszczać, że intensywna reklama nowych kas nie podziałała.
Teraz Poznań NOWY- ziejący
pustkami
Zaczyna nas kusić toaletami
WESOŁYMI
Czyli
wyposażonymi w urządzenia
sanitarne służące rozrywce?
Takie Miasteczko Wesołe
T O A L E T O W E?
W pierwszej chwili liczyłam
na wesołą babcię klozetową. Drobną panią chichoczącą serdecznie i raczącą
klientów anegdotami lub ze swego życia radosnymi wyjątkami.
Przypuszczenie to
spaliło jednak zaraz na wejściu, gdzie nie zastałam nikogo, prócz Pani Bramki
Obrotowej, którą ewentualnie, przy sporej dozie poczucia humoru, można by wziąć
za karuzelę. Ale ponieważ podczas przekraczania progu wesołego przybytku, byłam
wielce zaaferowana obsługą nieznanego mi mechanizmu, które opróżniało mi kiesę - nie bardzo się ubawiłam.
Brnęłam jednak dalej.
Czystość i brak
zniechęcających woni – to raczej rzecz oczywista w nowych, świeżo powstałych
pomieszczeniach. Tego oczekujemy i się spodziewamy, więc nie byłam zaskoczona
zastanym ładem i wszechobecnym automatyzmem. Aczkolwiek zdziwiło mnie, że w
tych tak nowoczesnych przestrzeniach papier toaletowy - wciąż ten sam. W ogóle
nie okazały. Zwykły i szary. I wciąż naszej ręki wymaga (łamaga!). W przeciwieństwie
do nadpobudliwej spłuczki, która aktywnie odwraca uwagę od bierności papieru i ochoczo
wyręcza klienta (nawet w czczych momentach!).
Zawitałam w kabinie nie tyle
z potrzeby fizjologicznej, co garderobianej (powiedzmy, że musiałam zmienić
imidż). Zatem choć sedesu, klnę się!, nie tknęłam, to i tak woda, jak szalona,
brzeg jego rwała i regularnie (co pół minuty, panie!) silnym strumieniem obmywała.
Pobudziło mnie to do rozważań
ekologicznych i ekonomicznych.
W żadnej mierze nie
optymistycznych.
I choć, obok wody, w tle
leciała też i muzyka, nie pamiętam ni nuty z otrzymanego w pakiecie
akompaniamentu.
Oj dana, dana.
byłam ciągle
NIE-ROZ-RA-DO-WA-NA.
Nastroju nie poprawił mi też
automatyczny kran i samoczynny dozownik mydła (choć zazwyczaj, zaprawdę!, boki
zrywam, jak widzę tak inteligentne baterie!;)
Na tym etapie wycieczki po toaletowym
lunaparku jeszcze miałam nadzieję, że może
… rollercoaster?
Wolno góra -ostro dół- i -do
góry nogami,
wywiedzie mnie do wyjścia
zakrętasami.
Albo dajmy na to, choć gabinet
śmiechu. Tak, na do widzenia.
To byłoby uczciwe.
Humanitarne. Zro-zu-mia-łe.
Że rozśmieszają, jak już z
sanitariatu skorzystałeś!
Ale niestety lustra wszystkie
jak od linijki,
bez fałdki i zmazy,
a w nich me odbicie -
ponurość bez skazy!!!
…
Ale chwila…proszę Państwa!
Nim zanotuję deficyt podniety
Rzut oka jeszcze nafototapety!
…no i cóż
Wprawdzie mężczyzna z
wieszakiem w sutku
Nie budzi we mnie głębokiego
smutku
Ale i wcale nie śmieję się w
głos
Wpatrzona w metal wbity w
męski tors.
:)
Ps.: wszystkich, którzy po
tytule sądzili, że będzie o meczu z San Marino
najserdeczniej przepraszam.
Genialne :) Uśmiałem się jak bóbr :) Dobrze, że kolację jadłem później niż czytałem, bo pewnie bym się zachłysnął :D
OdpowiedzUsuńdzieki:)ale muszę Ci napisać,że tak szybko przeczytałam Twój komentarz, że zrozumiałam, że na kolację jadłeś bób (sic!) i przez moment bardzobardzobardzo Ci zazdrościłam:))))
UsuńHa, na kolację miałem pyszną zapiekankę makaronową z serem, groszkiem i marchewką :) Pychota :D Więc i zazdrość jest jak najbardziej na miejscu ;)
UsuńAle w sumie taki bób zjeść... mniam! A Ty, żeby być w NOWEJ toalecie dworca i nie skorzystać wcale?? No nie!!! :D
UsuńJesteś wyznawcą teorii
Usuńże wypada usiąść na sedesie
jeśli z toalety korzysta się:)???
O to to to!
Usuń