środa, 11 września 2013

Kupa śmiechu


Są wytworne, wykwintne, no i balowe
ślubne, poranne i wieczorowe…
są brzydkie i są śliczne,
i są, że się wyrażę,
toalety publiczne.

Na ścianach starego dworca w Poznaniu zawisły plakaty o treści:

Poznań NOWY Główny
Zaprasza do zaskakujących, pachnących,
wesołych toalet w budynku nowego dworca.

Tablice te każą mi przypuszczać, że intensywna reklama nowych kas nie podziałała.
Teraz Poznań NOWY- ziejący pustkami
Zaczyna nas kusić toaletami

WESOŁYMI

Czyli
wyposażonymi w urządzenia sanitarne służące rozrywce?

Takie Miasteczko Wesołe
T O A L E T O W E?

W pierwszej chwili liczyłam na wesołą babcię klozetową. Drobną panią chichoczącą serdecznie i raczącą klientów anegdotami lub ze swego życia radosnymi wyjątkami.
Przypuszczenie to spaliło jednak zaraz na wejściu, gdzie nie zastałam nikogo, prócz Pani Bramki Obrotowej, którą ewentualnie, przy sporej dozie poczucia humoru, można by wziąć za karuzelę. Ale ponieważ podczas przekraczania progu wesołego przybytku, byłam wielce zaaferowana obsługą nieznanego mi mechanizmu, które opróżniało mi kiesę - nie bardzo się ubawiłam. 
Brnęłam jednak dalej.
Czystość i brak zniechęcających woni – to raczej rzecz oczywista w nowych, świeżo powstałych pomieszczeniach. Tego oczekujemy i się spodziewamy, więc nie byłam zaskoczona zastanym ładem i wszechobecnym automatyzmem. Aczkolwiek zdziwiło mnie, że w tych tak nowoczesnych przestrzeniach papier toaletowy - wciąż ten sam. W ogóle nie okazały. Zwykły i szary. I wciąż naszej ręki wymaga (łamaga!). W przeciwieństwie do nadpobudliwej spłuczki, która aktywnie odwraca uwagę od bierności papieru i ochoczo wyręcza klienta (nawet w czczych momentach!).
Zawitałam w kabinie nie tyle z potrzeby fizjologicznej, co garderobianej (powiedzmy, że musiałam zmienić imidż). Zatem choć sedesu, klnę się!, nie tknęłam, to i tak woda, jak szalona, brzeg jego rwała i regularnie (co pół minuty, panie!) silnym strumieniem obmywała.
Pobudziło mnie to do rozważań ekologicznych i ekonomicznych.
W żadnej mierze nie optymistycznych.
I choć, obok wody, w tle leciała też i muzyka, nie pamiętam ni nuty z otrzymanego w pakiecie akompaniamentu. 

Oj dana, dana.
byłam ciągle NIE-ROZ-RA-DO-WA-NA.

Nastroju nie poprawił mi też automatyczny kran i samoczynny dozownik mydła (choć zazwyczaj, zaprawdę!, boki zrywam, jak widzę tak inteligentne baterie!;)
Na tym etapie wycieczki po toaletowym lunaparku jeszcze miałam nadzieję, że  może … rollercoaster?
Wolno góra -ostro dół- i -do góry nogami,
wywiedzie mnie do wyjścia zakrętasami.

Albo dajmy na to, choć gabinet śmiechu. Tak,  na do widzenia. 

To byłoby uczciwe. Humanitarne. Zro-zu-mia-łe.
Że rozśmieszają, jak już z sanitariatu skorzystałeś! 
Ale niestety lustra wszystkie jak od linijki,
bez fałdki i zmazy,
a w nich me odbicie -
ponurość bez skazy!!!
Ale chwila…proszę Państwa!
Nim zanotuję deficyt podniety
Rzut oka jeszcze nafototapety!

…no i cóż

Wprawdzie mężczyzna z wieszakiem w sutku
Nie budzi we mnie głębokiego smutku
Ale i wcale nie śmieję się w głos
Wpatrzona w metal wbity w męski tors.

:)

Ps.: wszystkich, którzy po tytule sądzili, że będzie o meczu z San Marino
najserdeczniej przepraszam.
  

6 komentarzy:

  1. Genialne :) Uśmiałem się jak bóbr :) Dobrze, że kolację jadłem później niż czytałem, bo pewnie bym się zachłysnął :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzieki:)ale muszę Ci napisać,że tak szybko przeczytałam Twój komentarz, że zrozumiałam, że na kolację jadłeś bób (sic!) i przez moment bardzobardzobardzo Ci zazdrościłam:))))

      Usuń
    2. Ha, na kolację miałem pyszną zapiekankę makaronową z serem, groszkiem i marchewką :) Pychota :D Więc i zazdrość jest jak najbardziej na miejscu ;)

      Usuń
    3. Ale w sumie taki bób zjeść... mniam! A Ty, żeby być w NOWEJ toalecie dworca i nie skorzystać wcale?? No nie!!! :D

      Usuń
    4. Jesteś wyznawcą teorii
      że wypada usiąść na sedesie
      jeśli z toalety korzysta się:)???

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.