W dziale nieopodal spiętrzenie pracy następuje we wrześniu i październiku. Jesienią papierowe drapacze rosną tam, chyżo prześcigając grzyby po deszczu, a pracownikom rąk, ni koszyków nie starcza.
I teraz spójrzmy w kalendarz.
Mamy początek września.
Oto już niejedna sprawa piętrzyć się ponad normę zaczyna. Siła robocza drży i, pod batem naglących terminów i nerwowego kierownictwa, nadgryza (paznokcie i, co i rusz!) kopy nie-cierpiących-zwłoki spraw. Efekt jest taki, że kąty (i nie tylko) rzeczonego działu wyściełają kulawe, garbate, nie do końca strawione dokumenty, które - o ile ktoś się o nie przypadkiem nie potknie - często w ferworze walki popadają w zapomnienie. I oto teraz na tę kupę napoczętych, podgniłych i zapajęczonych formalności, wskakują liczne nowe, świeżutkie i pachnące nadzieją (o jakże płonną!!!) rychłego rozwiązania. A na to wszystko, bo to przecież jeszcze nie wszystko;), na ten stos śmierdzący i dech zapierający (choć nowością szczelnie zakamuflowany), na ten czubaty ciągle nie odhaczony śmietnik papierów i na leżących obok w sztok zalanych pracowników – Przewielebne Zwierzchnictwo Działu (zaprawdę imię jego złotymi głoskami kute będzie!!!)z niezwykłą gracją i uśmiechem kładzie remont. Taki remoncik. Ot. Zburzenie ściany i malowanie.
Azali torcik wielowarstwowy bez wisienki na szczycie byłby nieważny, prawda?
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.