Od początku stycznia media bardzo się nią opiekują; trzymają ją pod swymi skrzydłami i odkąd biedaczka niedomaga nieustająco i niezmordowanie dodają jej otuchy, że będzie lepiej, że już wkrótce temperatura spadnie, a ona znów w pełni sił, w aureoli śniegu stanie na własnych w lodzie ciosanych nogach.
Samarytanie, psia kość. Naprawdę się starają. Od miesiąca z okładem chodzą wokół dogorywającej zimy na paluszkach i z zatroskanym czołem mydlą jej oczy. Każdego dnia dla jej dobra maskują prawdę i w eterze ich alarmujący ton głosu bezwstydnie minus jeden pakuje w minus dwadzieścia, słaby opad śniegu kamufluje w zacinającą z ukosa śnieżycę, a wiatr nadyma do wichury.
A mnie nie obchodzi stan krytyczny zimy. Najchętniej odłączyłabym kroplówkę z medialnymi zaklęciami, poduszkę do ust przyłożyła i dobiła…o tak. DOBIŁA..
Bo jest dobrze. Takie zimy lubię. Schorowane i mizerne, osłabione gorączką, bez mroźnego tchu i bez szronu na czole.
Prognoza radiowa dziś mojego przyjaciela ptaka nie zagłuszyła. Znów się rozśpiewał, na pohybel zimie!!!
:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.