piątek, 21 października 2011

„Niepamięci. Niech się święci. Cud..”

Zamiast końca świata przyszedł dziś do mnie osiołek i rzecze:
- dzień dobry. Przepraszam, że ja ZNOWU panią męczę, ale czy mogłaby mi pani JESZCZE powiedzieć…

JESZCZE? robię wielkie oczy. ZNOWU? Wytężam pamięć i moje przerażenie rośnie. ZNOWU. A osiołek podobny zupełnie do nikogo. Osiołek, jak to osiołek. Uszka, kopytka i ogonek. Ot. Jeden z wielu osiołków chadzających po naszych korytarzach. Ale musicie wiedzieć, że choć nie bywają u nas osobowości na miarę Kłapouchego, czy kolegi Shreka, to jednak i pomimo to każden jeden, który do mnie wchodził, zostawiał na piasku mej pamięci mniej lub bardziej wyraźny ślad kopytka. Naprawdę! To znaczy… to było prawdą. Do dziś. Bo zdaje się, że w królującym tu ostatnio służbowym rozstroju przestałam już absorbować twarze, które mnie odwiedzają. A moja sławetna pamięć cichaczem przeszła metamorfozę. Z wilgotnej plaży - na targaną mocnymi wiatrami pustynię:) Żaden trop się nie uchowa.

Jedynym plusem służbowego zamieszania i się dziania jest tylko to, że coraz częściej zapominam też i o zimnie, które tu ciągle i nadal niepodzielnie panuje, gdyż i bo "cały pion strzelił pszę pani". Fajno. W obliczu zbliżającego się listopada, i jadącego za nim na saniach grudnia, takie słowa są plastrem miodu na sterane kołataniem serce moje.

2 komentarze:

  1. Nie martw się, niektóre osiołki są trudne do zapamiętania... ba, większość z nich.
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bondżiorno:) ta myśl pozwala mi mieć nadzieję, że moja pamięć nie chyli się definitywnie ku upadkowi:))))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.