z komarem za mną.
Dziękuję.
Powitajmy zatem owoce tej bezsennej inauguracji: opuchnięty zaczerwieniony policzek, ciężkie powieki i oczy z cieniami (bynajmniej nie rzucanymi przez gęste zalotne rzęsy moje).
Poza tym, nie zapominajmy o nowej fryzurze. Choć nie zawdzięczam jej Panu Moskitowi, tylko swej dorocznej (czas żniw nadszedł!) wizycie u fryzjera. Wczoraj 20 cm mych włosów zeszło z padołu głowy mojej. Godnie i bez płaczu. Kondolencje zachowajcie dla siebie.
Sentencja na dziś: do moich włosów czasem bardziej przywiązują się znajomi niż ja sama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.