Wygląda na to, że kolejny listopadowy dzień utracił świadomość, zgubił swój adres i zbłądził. To mnie już nie dziwi. Ciekawi mnie tylko, gdzie podziewają się lipcowe dni wypchnięte z kalendarza przez te jesienne, bo w listopadzie ich jakoś nie przyuważyłam.
Węszę w tej materii od wczoraj i uważam, że sprawa jest śmierdząca. Te dni nie tylko zostały wypchnięte ze swojego, zgodnie z najwyższym prawem natury zajmowanego, miejsca. One zostały zabite. Podejrzewam utopienie. Nie. Nie mam niezbitych dowodów. Ale podejrzewam, że zimne kałuże pełne są trupów dni lipcowych, a listopadowe dranie, bezkarnie i w najlepsze, kontynuują swój haniebny proceder.
Pomyślcie tylko. Im uchodzi to na sucho. A nam? Wilgoć. Deszcz. Chłód. Szaruga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.